Drugi ekonomista postanowił wybrać droższy wówczas kredyt złotowy. – Zarabiam w złotych, więc i zobowiązania spłacam w tej walucie – uzasadniał. Został wtedy wyśmiany.
Dziś, blisko dekadę później, sytuacja zwolennika walut obcych nie jest godna pozazdroszczenia – wartość kredytu do spłaty przekracza wartość kupionego przez niego mieszkania, którego cena utrzymała się na podobnym poziomie. Pytanie: czy ekspert ów zasłużył na znaczną pomoc państwa? Mam spore wątpliwości. Chociaż nie każdy dziesięć lat temu mógł wybrać walutę kredytu. Wielu pośredników kredytowych czy pracowników banku miało propozycję nie do odrzucenia: kredyt we frankach albo nic w zamian.