Stolica Warmii i Mazur promuje się w kraju i za granicą pięknym hasłem „Miasto-ogród". Wszelkie podstawy ku temu są. Olsztyn ma w swoich granicach największy las miejski w Europie i najwięcej jezior - jedenaście. Jednak spacer nad większością z nich każdego wrażliwego obywatela przyprawia o ból głowy.
Nad jeziorem Żbik, które uchodzi za najczystsze, stanął kilka lat temu wielki hotel. Jest przy nim zrobiona piaszczysta plaża z pomostem, wszystko otoczone lasami, malowniczo zanurzone w zieleni. I w śmieciach.
Jezioro można obejść i podczas tego spaceru przekonać się, że w każdej zatoczce leżą sterty petów, puszek i butelek po piwie, wszelkiej maści opakowań. A w jednej jakiś obywatel przywiózł i zatachał do wody (sic!) stare fotele, materace, tapczan. Takie jest podejście większości Polaków do śmieci i śmiecenia - robią we własne gniazdo bezmyślnie, bez oporu i co najważniejsze - bezkarnie. Gdyby mieszkali w Singapurze, nie wyszliby z więzienia. Tam jednak wszyscy Polacy natychmiast stają się wzorowo porządni. Śmieci wyrzucają przykładnie do koszy. Bo dobrze wiedzą, jak wielkie kary grożą w tym azjatyckim mieście za śmiecenie.
U nas nie grozi za to nic, bo także polscy prawodawcy - posłowie i senatorowie, nie należą do osób wyczulonych na brud. Podnieca ich aborcja i małżeństwa homoseksualne, a śmieci mają za temat niegodny wybrańców narodu. Cóż. Jaki naród tacy wybrańcy, głosi stara prawda.
Próżno też szukać ruchu społecznego, który będzie zbierać podpisy pod nowymi antyśmieciowymi przepisami. To organizacji pozarządowych nie interesuje. Mobilizują się raz do roku w Dniu Ziemi i sumienie mają czyste.