Żadne apele nie przyniosły na razie rezultatu. - Kryzys się utrzymuje. Przez półtora miesiąca mój zespół nie wykonał żadnej transplantacji. Trzy rodziny odmówiły nam zgody na pobranie narządów od ich zmarłych bliskich - mówi prof. Dariusz Patrzałek, koordynator Poltransplantu na Dolnym Śląsku.
[srodtytul]Życie na walizkach[/srodtytul]
Chorzy są coraz bardziej wystraszeni: - Z każdym dniem nasze szanse na przeszczep maleją - opowiada Adriana Szklarz z Kłodawy koło Gorzowa Wielkopolskiego. Na serce czeka od 2002 r., z krótką przerwą, gdy stan jej zdrowia lekko się poprawił. - Mam nadzieję, że doczekam do operacji w domu. Największym dramatem byłoby, gdyby mój stan pogorszył się na tyle, że trafiłabym do szpitala. Wtedy o życiu decydują minuty i godziny, a nie dni i miesiące - dodaje.
58-letnia Łucja Jelonek od trzech lat żyje na walizkach, w każdej chwili jest gotowa, by wyjechać na operację.
- Ja także mam walizkę przygotowaną na wyjazd do szpitala, ostatnio nawet żartowałam, że trzeba z niej wycierać kurz - przyznaje Adriana Szklarz. - Staram się o chorobie nie myśleć, żyć w miarę normalnie. Ostatnio pozwoliłam sobie na wyjazd z rodziną nad morze, ale marzę o górach, powrocie do pracy, które są w tej chwili dla mnie zakazane. Boję się lata, bo bardzo źle znoszę upały.