— Nie poddam się szantażowi grupy lekarzy, nie podam się do dymisji i nie zmienię systemu monitorującego dyscyplinę pracy lekarzy — odpowiada dyrektor Mariusz Kocój.
To właśnie wprowadzony w placówce system kontroli pracy lekarzy stał się kością niezgody między nimi, a dyrektorem. Od kilku tygodni wszyscy pracownicy, łącznie z dyrekcją mają karty magnetyczne, które monitorują czas pracy zatrudnionych w szpitalu osób. System wyłapuje każde spóźnienie, wyjście w trakcie lub pod koniec dyżuru. Muszą się z tego tłumaczyć i pisać usprawiedliwienie, dlaczego się spóźnili lub wcześniej wyszli z pracy. Na szpitalnych korytarzach zainstalowano też kamery. Dyrektor zapowiedział, że nie będzie tolerował spóźnień i wyjść z dyżuru w celach prywatnych bez zgody pracodawcy. Tłumaczy, że skoro taki system obowiązuje w większości zakładów pracy, to również lekarze powinni to zaakceptować. Ubolewa, że pacjenci muszą czekać w kolejkach i nie mogą się rejestrować przez cały dzień tylko w określonych godzinach. Dlatego też postanowił ukrócić obowiązującą w tym szpitalu od lat tradycję systemu pracy ustanowioną przez samych lekarzy. Zapowiedział, że skończyły się czasy, że lekarz schodził z dyżuru kiedy chciał, a później tłumaczył się, że był zmęczony.
[srodtytul] Co na to lekarze? [/srodtytul]
Lekarze nie potwierdzają, że zarzewiem konfliktu jest tylko system monitorujący dyscyplinę ich pracy. Twierdzą, że dyrektor ich lekceważy i konfliktuje środowisko lekarskie.
— Nie ma możliwości dalszej współpracy z dyrektorem. Chcemy jego odwołania. Możliwy jest tylko układ zero-jedynkowy. Albo my, albo dyrektor — mówi Paweł Wołejsza, przewodniczący krośnieńskiego oddziału Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy portalowi krosno24.pl. Podczas spotkania z odpowiedzialnym za służbę zdrowia wicemarszałkiem Podkarpacia Kaziemierzem Ziobro przedstawili długą listę zarzutów pod adresem dyrektora, ale nie chcieli ich upublicznienia. Uważają, że dyrektor źle zarządza placówką i stara się skłócić personel.