Na Dolnym Śląsku sytuacja jest najgorsza w kraju. W styczniu, gdy NFZ z powodu formalistycznego podejścia zakwestionował połowę ofert, usługi medyczne zakontraktowano jedynie na pół roku. Chaos powtórzył się w czerwcu - okazało się zabudżetowanych pieniędzy wystarczy tylko na cztery miesiące i umowy przedłużono tylko do końca października. Ale i tak na początku miesiąca wiele szpitali ograniczyło przyjmowanie pacjentów wyłącznie do przypadków bezpośredniego zagrożenia życia. Umowy do końca roku, z nadwyżki jaką rozdysponował NFZ, podpisano po awanturach w ostatniej chwili.
- To tylko plaster na rozległą ranę – ocenia je Maciej Piorunek, dyrektor szpitala powiatowego w Miliczu i szef konsorcjum 23 szpitali powiatowych (na blisko 80 szpitali ogółem w regionie). Dogadały się one, że wynegocjują z NFZ jednakowe warunki.
Konsorcjum wyliczyło, że zaległości funduszu za nadwykonania w 23 placówkach to ponad 30 mln zł. Po rozdzieleniu dodatkowych kwot w październiku na szpitale powiatowe – ok. 82,5 mln zł – konsorcjum policzyło, że jego placówkom wciąż będzie brakować ok. 7 mln zł. Po gorących negocjacjach NFZ dołożył dla szpitali powiatowych 1,3 mln zł. Ale te, choć podpisały umowy na dwa ostatnie miesiące, zapowiadają że nie wznowią planowych przyjęć pacjentów.
- Budżet mojego szpitala wciąż jest poniżej limitu na bieżącą działalność i wciąż nie możemy rozliczyć nadwykonań – tłumaczy dyr. Piorunek. - Wynegocjowane pieniądze wystarczą wyłącznie na procedury ratujące życie.
Dyrektor ds. medycznych dolnośląskiego NFZ Barbara Korzeniowska jest tym zaskoczona. – Będziemy monitorować sytuację – ostrzega. - Bardzo dokładnie przyjrzymy się szpitalom, które wykazują, że 90 proc. ich działalności to ratowanie życia.