Już za kilkanaście dni do konsultacji społecznych trafi projekt rozporządzenia ministra zdrowia w sprawie ustalania minimalnych norm zatrudnienia pielęgniarek i położnych w podmiotach leczniczych. Nowe przepisy zmienią zasady, według których dyrektorzy lecznic obliczają, ile pielęgniarek na etatach muszą zatrudnić na oddziałach, aby zapewnić pacjentom odpowiednią opiekę. Do tych wymogów będą musiały się dostosować tylko publiczne szpitale.
Chorzy, w zależności od tego, jak intensywnej opieki będą wymagali, zostaną podzieleni na trzy kategorie. Zarządzający oddziałem, planując obsadę pielęgniarską, weźmie więc pod uwagę, że na obłożnie chorego pielęgniarka musi poświęcić w ciągu dyżuru 160 minut, a na lżej – 40 minut.
Łamane przepisy
Tyle w teorii, bo praktyka pokazuje, że już od dawna jest inaczej. Podobne rozporządzenie (DzU z 1999 r. nr 111, poz. 1314), tylko z innym przelicznikiem i wydane do nieistniejącej już ustawy o ZOZ, obowiązuje bowiem dyrektorów szpitali już od ponad dziesięciu lat.
– To martwe prawo. 75 proc. placówek medycznych nie przestrzega standardów zatrudnienia. Dlatego często pielęgniarka ma na dyżurze pod opieką 30, a nawet 60 pacjentów. To stwarza niebezpieczeństwo zarówno dla niej samej, jak i chorego – mówi Elżbieta Buczkowska, prezes Naczelnej Izby Pielęgniarek i Położnych.
Obowiązujące jeszcze przepisy nie określają takich samych norm zatrudnienia pielęgniarek dla wszystkich lecznic. Wskazują, że standardy określa dyrektor ZOZ po konsultacji z naczelną pielęgniarką. Na każdym oddziale więc liczba zatrudnianych sióstr zależy od tego, jakie schorzenia się tam leczy, jaka jest jego wielkość czy jaką aparaturą dysponuje.