Dostanie się w rozsądnym terminie do specjalisty czy na operację wciąż pozostaje w sferze marzeń. Z raportu NIK, do którego dotarła „Rz", wynika, że rosną kolejki do lecznic, a na usługi czekamy dłużej.
– NIK dokonał prawidłowych obserwacji, są zgodne z naszymi. Obserwujemy negatywny trend i pogarszający się dostęp do świadczeń zdrowotnych. NFZ rzetelnych i szerokich danych nie pokazuje, a ministerstwo zamiata sprawę pod dywan, odsuwając kompleksowe rozwiązanie problemu – mówi „Rz" Krzysztof Łanda, prezes fundacji Watch Health Care, prowadzącej tzw. Korektor Zdrowia monitorujący dostęp do usług medycznych w Polsce.
Problemem – jak zauważa NIK – są duże różnice w dostępie do świadczeń. Np. w woj. opolskim na świadczenia ambulatoryjne w poradni endokrynologicznej czeka się 196 dni, ale już w woj. lubelskim – tylko 54. Średnia krajowa to 93 dni. Podobnie jest z poradniami okulistycznymi. W woj. kujawsko-pomorskim średni czas czekania to 54 dni, a na Podlasiu pacjentów przyjmowano na bieżąco. Skąd te różnice?
Według NIK nie zawsze winę za to ponosi NFZ i wskazuje: „To konsekwencja m.in. nierównomiernie rozmieszczonej bazy leczniczej czy deficytu lekarzy specjalistów na danym terenie".
– Specjalistów jest za mało, bo lekarze specjalizacji najbardziej pożądanych w dzisiejszej medycynie, np. anestezjolodzy, migrują do Niemiec, Norwegii i do Anglii – przyznaje dr Małgorzata Gałązka-Sobotka, dyrektor Instytutu Zarządzania w Ochronie Zdrowia Uczelni Łazarskiego.