Minister Zdrowia dołączył do protestujących na scenie na Placu Konstytucji, koło godziny po tym, jak przedstawiciele białego personelu doszli z Placu Zamkowego na miejsce manifestacji. – W ciągu ostatnich ośmiu lat państwo postanowiło się wycofać z odpowiedzialności za służbę zdrowia zastępując ją dziką komercjalizacją i prywatyzacją – mówił ze sceny, prowokując gwizdy zebranych. „Komunizm już się skończył" – krzyczeli młodzi lekarze z transparentem „Porozumienia rezydentów".
Minister rozczarował manifestantów podwójnie – przywitali go bowiem życzliwie, a prowadzący protest zaproponowali, by odniósł się do ich postulatów i odpowiedział na kilka pytań. Radziwiłł nie skorzystał z tej możliwości. Zapewnił, że obecny rząd zrobi wszystko, by odwrócić „dziką komercjalizację" poprzedniej ekipy i „przystępuje z wielką energią i wielką wolą do zmian", a następnie zszedł ze sceny. Manifestanci przyjęli jego zaproszenie na rozmowy we wtorek.
- To żenujące – mówił Michał, 23-letni student Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego. – W ten sposób pokazał, że nasz los nic go nie obchodzi.
Zdaniem dr Jerzego Gryglewicza, ekspert ochrony zdrowia Uczelni Łazarskiego, szef resortu zdrowia nie wykorzystał ogromnej szansy, jaką dostał od protestujących: - Powinien ich wysłuchać i zapewnić o chęci zapoznania się z ich postulatów. Wygłoszenie oficjalnego komunikatu, a następnie wycofanie się było najgorszym z możliwych rozwiązań – ocenia dr Gryglewicz.
Pielęgniarki nielegalnie
Choć towarzystwa pielęgniarskie oficjalnie nie przyłączyły się do protestu, w tłumie widać było sporo sióstr.