Dla dobra pacjenta ratownictwo medyczne wymaga zmian

O szersze uprawnienia ułatwiające interwencje u chorych, a także o własną korporację walczą ratownicy medyczni.

Aktualizacja: 23.12.2012 12:24 Publikacja: 17.12.2012 09:26

Ratownicy opracowali także projekty rozporządzeń określających procedury ratowania życia pacjentów.

Ratownicy opracowali także projekty rozporządzeń określających procedury ratowania życia pacjentów.

Foto: Fotorzepa, Dariusz Gorajski

Niedostatek wskazówek, jak ratować chorego, kłopoty z podaniem mu skutecznych leków i brak instytucji czuwającej nad jakością udzielanej pomocy medycznej – tak wygląda dziś rzeczywistość pracy, którą wykonują ratownicy medyczni.

Luki w prawie dają o sobie znać np. w czasie udzielania pomocy chorym z zawałem serca

Od dawna apelują do ministra zdrowia o przygotowanie odpowiednich przepisów. Ostatnio uznali jednak, że ich alarmy trafiają w próżnię, i postanowili wziąć sprawy w swoje ręce. Społeczny Komitet Ratowników Medycznych razem z Towarzystwem Prawa Medycznego przygotował projekt ustawy o zawodzie ratownika medycznego i samorządzie zawodowym, którym chce zainteresować posłów PSL.

Projekt ratowników

Ratownicy opracowali także projekty rozporządzeń określających procedury ratowania życia pacjentów. Ministerstwo Zdrowia dotąd ich nie wydało, chociaż jest do tego zobowiązane funkcjonującą od 2006 r. ustawą o państwowym ratownictwie medycznym.

W propozycji przepisów zainteresowani wskazują przede wszystkim, że muszą uzyskać możliwość podawania chorym więcej rodzajów leków. Teraz mają ich do dyspozycji zaledwie 20, podczas gdy europejskie towarzystwa kardiologiczne zalecają, by rozszerzyć tę gamę do ok. 50 nowoczesnych medykamentów.

15 tys. ratowników medycznych mamy w całym kraju – szacuje SKRM

– Gdy karetka przyjeżdża do człowieka z zawałem, ratownicy mają prawo podać mu tylko aspirynę. A to każdy może sobie zażyć sam – wskazuje Marcin Mikos z TPM.

Konieczność rozszerzenia wachlarza farmaceutyków widzi też prof. Dariusz Dudek z Polskiego Towarzystwa Kardiologicznego.

– Ratownik powinien móc podawać pacjentowi z zawałem leki przeciwzakrzepowe, bo one udrożniają tętnicę i zwiększają szansę na przeżycie – tłumaczy.

Bez badań

Minister zdrowia nie określił też schematów postępowania ratowników z pacjentem.

– Oni nie są medykami i chcą ratować według jasnych i precyzyjnych procedur, które podadzą im lekarze – mówi Mikos. Autorzy projektu wskazują jasno, że do zadań ratowników przyjeżdżających do chorego powinno należeć m.in. tamowanie krwotoków, wykonywanie badania EKG czy tlenoterapia. Teraz ich działania ratujące życie choremu są wątpliwe z punktu widzenia prawa.

743 lekarzy mających specjalizację z medycyny ratunkowej pracuje w jednostkach pogotowia

Luki w przepisach, które chcą wyeliminować ratownicy, dają o sobie znać także w razie udzielania pomocy pacjentowi z zawałem serca.

– Jeśli przyjeżdża do niego karetka podstawowa, czyli bez lekarza, a z ratownikami, nie może go zawieźć samodzielnie do pracowni hemodynamiki – wyjaśnia Andrzej Kopta ze SKRM. Przepisy uniemożliwiają nawet ratownikom wykonywanie telefonicznych poleceń lekarza o podaniu choremu zleconych leków. Kopta zaznacza, że gdyby były odpowiednie przepisy i wytyczne, ratownicy nie mieliby wątpliwości, kiedy mogą samodzielnie transportować pacjenta do placówki kardiologii inwazyjnej lub centrum urazowego, bo tylko tam może dostać skuteczną pomoc.

Chcą korporacji

Ratownicy medyczni walczą też o stworzenie samorządu zawodowego lub instytucji czuwającej nad jakością ich pracy i kształcenia. Absurdem jest, że według obowiązujących przepisów odpowiadają przed reliktem PRL, czyli... wojewódzką radą narodową. Tam powinien poskarżyć się pacjent, gdy ewentualnie jest niezadowolony z udzielonej pomocy.

– Jest to jedyny spośród zawodów medycznych, który nie ma samorządu. Nawet diagności laboratoryjni są w nim zrzeszeni – podkreśla Marcin Mikos. Nikt zatem nie dba, by ratownicy podnosili swoje kwalifikacje potrzebne do ratowania życia pacjenta.

W kraju jest wiele szkół wyższych kształcących ratowników na poziomie licencjata (na razie studiów magisterskich nie ma). Są to uniwersytety medyczne, ale także prywatne uczelnie niewiele mające wspólnego z medycyną.

– Nikt nie nadzoruje postępu kształcenia ustawicznego ratowników medycznych, do czego są przecież zobowiązani. Nie ma też określonego obowiązku ani trybu nadawania im prawa wykonywania zawodu – tak jak to jest unormowane w przypadku pielęgniarek i lekarzy – mówi prof. Juliusz Jakubaszko, prezes Polskiego Towarzystwa Medycyny Ratunkowej.

Brak samorządu sprawia, że wiele osób zajmujących się ratownictwem medycznym działa też poza systemem. Tam pracują m.in. osoby transportujące chorych między szpitalami. Są to także pracownicy straży pożarnej, policji, wojska, TOPR czy GOPR. Działając poza systemem, bez przepisów, mają trudności z działaniem w nagłych sytuacjach według światowych standardów.

Tymczasem w ostatni piątek prezydent podpisał nowelizację ustawy o państwowym ratownictwie medycznym, która daje lekarzom bez specjalizacji jeżdżącym w pogotowiu jeszcze dwa lata, by rozpocząć kształcenie specjalistyczne.

Masz pytanie, wyślij e-mail do autorki k.nowosielska@rp.pl

Ubezpieczenia i odszkodowania
Rząd chce walczyć z nowym oszustwem. Chodzi o fikcyjne umowy OC
Materiał Promocyjny
Mieszkania na wynajem. Inwestowanie w nieruchomości dla wytrawnych
Prawo drogowe
„Pieszy wchodzący” na pasy. Jest uzasadnienie ważnego wyroku
Edukacja i wychowanie
TK przeciwko zmianom w nauczaniu religii. Czy szkole grozi chaos?
Konsumenci
Będzie duża zmiana w kredytach hipotecznych? UOKiK pokazał swój plan
Prawo karne
"To przestępstwo". Prawnicy o komentarzach pod adresem Kasi Nawrockiej