Jest taka scena w telewizyjnym show „Agent", którego bohaterem ponad dekadę temu był Bartosz Arłukowicz. Po wielu dniach rozłąki wszyscy uczestnicy programu spotykają się ze swoimi bliskimi. On jeden nie, bo koleżanka z drużyny źle wytypowała jego żonę na zdjęciach.
W kowbojskim kapeluszu, z zawadiacką apaszką wokół szyi, odpala papierosa. – Wszystko gra – rzuca. Odmawia też wykupienia spotkania z żoną za 30 tys. z budżetu drużyny. „Bartek jest silny, ale czy aż tak?" – dziwi się lektor programu. – Wydaje mi się, że jestem najsilniejszy z grupy – mówi Arłukowicz do kamery.
W Platformie zachodzą w głowę, gdzie się podział tamten twardziel.
Ostrzeżenie od Tuska
To nie jest najlepszy czas dla Bartosza Arłukowicza. Był żelaznym kandydatem do utraty stanowiska podczas niedawnej rekonstrukcji rządu. Dlaczego się ostał – wie tylko sam premier. Podobno nie było chętnego, który chciałby sprzątać po ministrze.
Ale Donald Tusk wyraźnie pokazał mu żółtą kartkę podczas obrad Rady Krajowej PO. – Oczekuję od ministra, że do wiosny przedstawi konkretne rozwiązanie dotyczące tego, jak rozładować kolejki do lekarzy – oświadczył w świetle jupiterów.