Z powodu ucieczki drona 3 maja zamknięto międzynarodowe lotnisko w Rydze, a samolotom korzystającym z łotewskiej przestrzeni powietrznej polecono nie schodzić poniżej 5950 metrów.
Aparat był testowany 2 maja przez ekipę producenta, łotewską firmę UAV Factory. W przypadku utraty łączności z operatorem maszyna powinna automatycznie wyłączyć swój silnik, ale system nie zadziałał. Dron waży około 26 kilogramów, ma 5,5 metra rozpiętości skrzydeł.
Poszukiwania zbuntowanego aparatu prowadzono najpierw przy pomocy helikoptera Mi-17, a gdy nic nie dały wsparł go wojskowy An-24. Jednak piloci też go nie znaleźli.
W zależności od siły wiatru aparat mógłby latać nawet do 90 godzin, przestrzegł od razu przedstawiciel UAV Factory Jevgenijs Šilnikovs. Dlatego Ryga poinformowała o wypadku sąsiednie kraje, maszyna bowiem z łatwością mogła przekroczyć granice.
Teraz jeden z mieszkańców gminy Garkalne zauważył go w koronach drzew. Aparat musiała ściągać ekipa strażacka. Po odczytaniu danych okazało się, że maszyna wpadła w drzewa już wieczorem w dniu zaginięcia.
Mimo to wcześniej z jej powodu skierowano rejs Urumczi (Chiny) – Ryga na lotnisko w Tallinie. Co prawda od połowy marca pasażerski port lotniczy w stolicy Łotwy został zamknięty, ale lotnisko cały czas przyjmowało loty towarowe.