Łopata niepostrzeżenie przestaje być podstawowym narzędziem pracy archeologów. Określają oni pokrewieństwo między zmarłymi na podstawie DNA wydobywanego z kości, badają zabytki w podczerwieni, promieniach rentgenowskich, a nawet za pomocą strumienia neutrin. Ustalają wiek, korzystając z izotopów. Najnowszą „zabawką" badaczy prehistorii jest dron – miniaturowy helikopter – wyposażony w kamerę.
Stanowiska archeologiczne znajdują się często w regionach odległych od centrów cywilizacyjnych, trudno dostępnych. Nie dotyczy to takich krajów jak Polska czy Austria, ale Rosji czy Chin – jak najbardziej. Sprawia to, że szczupłe budżety zespołów archeologicznych często uniemożliwiają badania w takich miejscach.
Na odludziu
Profesor Marijn Hendrickx, geograf z Uniwersytetu w Gandawie, proponuje stosować w takich sytuacjach drony. Pierwsze próby podjął w regionie Tjukty w górach Ałtaju, na pograniczu Rosji, Kazachstanu, Chin i Mongolii. Posłużył się małym dronem, minihelikopterem MD4-200, ważącym 1000 gramów. Jest on zdalnie sterowany, bez trudu utrzymuje stałą wysokość. W powietrzu może się unosić około 20 minut, po wylądowaniu łatwo go odszukać, ponieważ nadaje sygnał informujący o jego położeniu.
Teren wybrany do testowych badań obejmował trzy hektary (300 x 100 m). MD4-200 latał na wysokości 40 m.
– Mieliśmy nieco problemów technicznych z powodu porywów wiatru. Czasami zanikała też łączność radiowa z dronem i wtedy krążył on zbyt szybko nad kurhanami – wyjaśnia prof. Marijn Hendrickx. Na szczęście okazało się, że wibracje powodowane przez silnik są tak małe, że zdjęcia wykonywane zainstalowaną na nim kamerą mają ostrość wystarczającą na potrzeby archeologów.