Na wielu budowach nie przestrzega się podstawowych zasad bezpieczeństwa. Eksperci nie mają wątpliwości. Wielu wypadków, tak jak tego w Szczyrku, można było uniknąć.
Kiepski plan i cudzoziemcy
Statystki są zatrważające. W ub.r. Państwowa Inspekcja Pracy przeprowadziła 4779 kontroli placów budowy. Najwięcej nieprawidłowości dotyczyło prac na wysokości bez zabezpieczeń przed możliwością upadku (62 proc. kontroli). Co piąta kontrola wykazała zagrożenia związane z niewłaściwą eksploatacją instalacji elektrycznych.
Przede wszystkim chodziło o brak zabezpieczenia przewodów przed uszkodzeniem mechanicznym. Często też nie grodzono ani nie oznaczano stref niebezpiecznych. Lista przewinień jest znacznie dłuższa.
W sumie w 2018 r. inspektorzy wydali blisko 30 tys. decyzji, z których ponad 21,6 tys. nakazywało natychmiastową eliminację bezpośrednich zagrożeń dla życia lub zdrowia.
Taka statystyka nie dziwi Michała Wasilewskiego, koordynatora Porozumienia dla Bezpieczeństwa w Budownictwie, organizacji zrzeszającej 16 największych firm budowanych na rynku
– Niestety, średnio rocznie dochodzi również do 70 śmiertelnych wypadków na budowach. Wielu z nich można było uniknąć – uważa Michał Wasilewski.
– Budowa powinna posiadać plan bezpieczeństwa i ochrony zdrowia (bioz) sporządzony na bazie informacji od projektanta. Ma z niego wynikać m.in., czy na tym terenie jest zlokalizowana sieć gazowa oraz w jaki sposób powinny być przeprowadzone prace budowlane, by nie doszło do uszkodzenia. Taki plan musi odebrać inspektor nadzoru inwestorskiego. Tymczasem często w bioz podaje się, że brak zagrożeń. A potem dochodzi do wypadku i giną ludzie – tłumaczy Michał Wasilewski.
Jarosław Jędrzyński, ekspert portalu RynekPierwotny.pl widzi też inny problem: bariery językowej.
– Zasady bezpieczeństwa są zazwyczaj przestrzegane, ale wciąż nie wystarczająco, a im budowy mniejsze, tym gorzej. Na placach budów dominują już imigranci zarobkowi ze wschodu, co utrudnia – choćby przez braki językowe – utrzymanie odpowiedniej dyscypliny pracy w kwestii bezpieczeństwa czy też przeprowadzanie odpowiednich szkoleń z zakresu BHP – twierdzi Jarosław Jędrzyński.
Prof. Zbigniew Kledyński, prezes Polskiej Izby Inżynierów Budownictwa uważa, że dzięki szkoleniom i różnego rodzaju programom podejmowanym przez pracodawców odczuwalny jest pewien postęp w dziedzinie bezpieczeństwa pracy w budownictwie.
– Liczba śmiertelnych wypadków w tej branży w ostatnich latach ma tendencję spadkową, chociaż wciąż jest wysoka, bliska 100 wypadkom rocznie. Tutaj ciągle potrzeba dużo pracy nad poprawą stanu jest wciąż dużo – przyznaje prof. Zbigniew Kledyński.
Niedawno Sąd Okręgowy w Łodzi skazał na dziesięć miesięcy więzienia w zawieszeniu na dwa lata kierownika budowy za niedopełnienie obowiązków wynikających z przepisów o bezpieczeństwie i higienie pracy. Chodziło o wypadek na budowie lakierni profili aluminiowych w Radomsku. Kładący płytki ceramiczne wpadł do niezabezpieczonego szybu windy z wysokości 5,9 m.
Odpowiada tylko kierownik?
Największa odpowiedzialność za bezpieczeństwo spoczywa na gospodarzu placu budowy, czyli kierowniku budowy.
– Przygotowuje plan bezpieczeństwa i ochrony zdrowia właściwy dla budowy, którą kieruje. Często współdzieli odpowiedzialność z kierownikami robót, ale za całość odpowiada on. Nie oznacza to oczywiście, że za wszystkie wypadki na budowie odpowie kierownik, ale na pewno jego odpowiedzialność będzie badana i oceniana w pierwszej kolejności – wyjaśnia prof. Zbigniew Kledyński.
Według Michała Wasilewskiego problem jednak w tym, że nie tylko kierownik budowy powinien odpowiadać za bezpieczeństwo na budowie.
– Polskie prawo budowlane źle wdrożyło unijną dyrektywę Rady 92/57/EWG z 24 czerwca 1992 r. dotyczącą minimalnych wymagań bezpieczeństwa i ochrony zdrowia na tymczasowych lub ruchomych budowach. Nakłada ona obowiązek zapewnienia bezpieczeństwa na budowie nie tylko na kierownika budowy, ale i inwestora. W tym celu powinien powołać koordynatora ds. bezpieczeństwa – mówi Michał Wasilewski.
– Tymczasem polskie przepisy przewidują, że takiego koordynatora powołuje się tylko, gdy jest dwóch inwestorów. To zasadniczy błąd, kierownik budowy nie ma wpływu na budżet BHP, o tym decyduje inwestor – uważa Michał Wasilewski.
Cięcia odbijają się na bezpieczeństwie
Państwowa Inspekcja Pracy również zauważyła problem braku odpowiedzialności prawnej inwestora. Chodzi o bezpieczeństwo pracy zarówno na etapie projektowania inwestycji, jak i w trakcie jej realizacji.
Ze sprawozdania głównego inspektora pracy za 2018 r. wynika, że ma to swoje poważne skutki. Okazuje się, że obniżanie wartości kosztorysowej robót budowlanych leżące w interesie inwestora wpływa na bezpieczeństwo. Bowiem brak jakiejkolwiek odpowiedzialności po jego stronie za bezpieczeństwo robót, wymusza szukanie oszczędności przez wykonawców. Skutkuje to obniżeniem poziomu ochrony pracujących na budowie, a w konsekwencji wpływa na poziom wypadkowości.
Według GIP pracodawcy, podobnie jak w poprzednich latach, tłumaczyli nieprzestrzeganie przepisów bezpieczeństwa i higieny pracy trudnościami ekonomicznymi, spowodowanymi niewywiązywaniem się inwestorów ze zobowiązań finansowych, konkurencyjnymi cenami innych wykonawców, a także rotacją pracowników (konieczność kolejnych szkoleń BHP, badań lekarskich, wyposażania w środki ochrony indywidualnej, odzież i obuwie robocze). Z tych względów oraz przy braku instrumentów rynkowych zachęcających do inwestowania w poprawę bezpieczeństwa pracy małe firmy niechętnie decydują się na wprowadzanie nowych, bezpieczniejszych rozwiązań technicznych.