Żaden z pytanych przez nas szefów spółek deweloperskich nie zgadł, kto jest jego największym giełdowym konkurentem w sektorze mieszkaniowym. Część nie wiedziała nawet, że Marvipol, bo o tej spółce mowa, jest notowany na parkiecie. Tymczasem, patrząc na wycenę akcji tej spółki, jest ona większa od m.in. J.W. Construction, Dom Development, Gant Development, Orco Property, LC Corp czy nawet będącego w WIG20 Polnordu.
– Giełdowe wyceny deweloperów są w tej chwili oderwane od rzeczywistości – przyznaje nawet Andrzej Nizio, wiceprezes Marvipolu. – Większość firm jest mocno niedoszacowana. Tymczasem nasza realna wartość jest bliska dzisiejszej wycenie.
Kurs spółki nie spadł w ostatnich tygodniach, bo niemal nie ma obrotu jej akcjami. Marvipol zrezygnował z oferty publicznej, wchodząc na GPW. – Zaistniałą sytuację należy traktować jako ciekawostkę, bo wycena ta wynika z bardzo niskiej płynności tych akcji, a nie nastrojów inwestorów – mówi Michał Sztabler, analityk DM PKO BP.
W przypadku Marvipolu właściwie 100 proc. akcji należy do dwóch członków zarządu. Oni sprzedawać ich nie chcą. – Planów oferty publicznej nie zarzucamy, choć nie jestem w stanie powiedzieć, kiedy do niej dojdzie. Wcześniej musi się odwrócić koniunktura – mówi Nizio, dodając, że plusem wejścia Marvipolu na GPW są łatwiejsze rozmowy z bankami.
Jednak wprowadzanie firm bez oferty (od czerwca na GPW zadebiutowały tak trzy spółki) utrudnia inwestorom interpretacje giełdowej rzeczywistości. – Trudno w takich przypadkach mówić o naruszeniu przepisów, ale to pokazuje, że inwestorzy powinni zwracać szczególną uwagę na informacje o strukturze akcjonariatu – mówi Łukasz Dajnowicz z Komisji Nadzoru Finansowego.