Dopiero bowiem w lipcu tego roku urzędnicy poszli... ziemię oglądać. I stwierdzili, że nie zdążą się wywiązać z obietnic. A w połowie marca br. wiceprezydent miasta Andrzej Jakubiak na łamach „Nieruchomości” dał słowo, że dopilnuje podległych mu urzędników, by przyspieszyli prace dotyczące zagarniętej w 1978 roku działki. Zapewniał, że na ich zakończenie wystarczy pół roku. Nie wystarczyło.
O sprawie pisaliśmy już kilkakrotnie. Przypomnijmy. O zwrot ponad 13 tys. mkw. ziemi na Woli nasz czytelnik (nazwisko do wiadomości redakcji) ubiega się od 2004 roku. Atrakcyjną działkę stracił ponad 30 lat temu na rzecz Zakładów Mechanicznych PZL – Wola im. Nowotki.
Zgodnie z decyzją wywłaszczeniową teren miał być przeznaczony pod rozbudowę tego państwowego przedsiębiorstwa. Stało się jednak inaczej. Jak wspomina były właściciel ziemi, zakłady sprzedały nieruchomość w 1994 roku bez poinformowania go o tym.
– Kiedy się w końcu dowiedziałem, że transakcja odbyła się wbrew decyzji o wywłaszczeniu, złożyłem w ratuszu wniosek o oddanie mi gruntów – wspomina nasz czytelnik.
Do stycznia tego roku, przez prawie pięć lat, sprawa nie posunęła się nawet o krok. Urzędnicy magistratu wymieniali się między sobą korespondencją, tłumacząc, że zbierają dokumentację. Nie byli jednak w stanie wydobyć z podległej sobie delegatury na Woli np. akt wywłaszczeniowych. I co chwilę podawali inny termin zakończenia sprawy. Usprawiedliwiali się, że urzędnik, który się nią zajmował, był chory i... nie przykładał się do pracy, potem – że muszą przeanalizować archiwalną mapę geodezyjną. – A ja cierpliwie czekałem – żali się wywłaszczony właściciel.