[b]Skomentuj [link=http://blog.rp.pl/blog/2009/11/05/grazyna-blaszczak-mieszkania-puste-bo-drogie/]na blogu[/link][/b]
Sytuacja na rynku nowych mieszkań w Polsce jest co najmniej dziwna. Deweloperzy uważają, że należy im się pomoc od państwa, bo ludzie potrzebują mieszkań. Tylko że lokale stoją i czekają na klientów. Do kupienia jest dziś w kilku dużych miastach ponad 30 tysięcy mieszkań, spośród których jedna trzecia jest już gotowa.
Dlaczego brakuje na nie amatorów? Ostatnio nawet bankom obwinianym o kryzys w mieszkaniówce nie można zarzucić, że zakręciły kurek z kredytami hipotecznymi. Jest wprost przeciwnie: banki znowu są oblegane przez klientów, którzy z chęcią pożyczyliby na mieszkanie. Problem jednak polega na tym, że nie stać ich na zaciągnięcie tak wysokich kredytów, aby wystarczyło na kupno upatrzonego M.
I trudno się temu dziwić, jeśli średnia cena nowego mieszkania w Warszawie, mimo kryzysu, wynosi ponad 9 tysięcy złotych za metr, a we Wrocławiu i Krakowie – ponad 8 tys. zł.
Banki, aby zwiększyć możliwości zadłużania się klientów, znowu gotowe są rozłożyć raty za mieszkania nawet do 70. roku życia kredytobiorcy. Nie z dobrego serca, tylko dlatego, że same na tym świetnie zarabiają. Coraz częściej jednak mają wątpliwości, czy ceny mieszkań deweloperskich nie są zawyżone. Od kilku tygodni coraz więcej banków żąda wycen nowych lokali, gdyż zakłada, że wiele ofert zostało przeszacowanych.