To największa różnica między ceną ofertową a transakcyjną odnotowana na rynku wtórnym od stycznia 2010 r.: wtedy to przeciętny rabat wynosił 15,2 tys. zł (to średnia różnica liczona dla Warszawy, Krakowa, Wrocławia, Poznania i Gdańska). Tak wynika z analiz Emmersona, firmy doradczej i pośredniczącej w obrocie nieruchomościami.
Dla porównania – w styczniu br. na pięciu wymienionych wyżej rynkach klienci mogli wynegocjować 14,2 tys. zł zniżki, a w grudniu 2010 r. – tylko 9,1 tys. zł (patrz tabela).
Jak komentują analitycy z Emmersona, możliwe do uzyskania rabaty świadczą o pogarszającej się sytuacji właścicieli mieszkań. – Osoby, które wystawiają lokale na sprzedaż, aby w ogóle doprowadzić do transakcji, są zmuszone do większych obniżek – zauważa Szymon Jungiewicz, analityk z Emmersona.
Dodaje, że większe rabaty, jakie można dziś uzyskać, wynikają też z faktu, że sprzedający zaczęli wystawiać nieruchomości z wyższymi cenami. – Po długim okresie systematycznych spadków stawek, które rozpoczęły się jeszcze w 2008 r., część właścicieli lokali uznała, że już czas na wzrost cen – tłumaczy przedstawiciel Emmersona.
Analitycy podkreślają jednak, że to kupujący w dalszym ciągu dyktują warunki. – Dlatego też ustalanie cen na wyższym poziomie wydaje się przedwczesne. Ostatecznie sprzedający muszą się liczyć z koniecznością znacznych obniżek stawek w trakcie negocjacji – tłumaczą eksperci z Emmersona.