Ewa K., która prowadziła w Bydgoszczy agencję zajmującą się wynajmem mieszkań, ma również sądowy zakaz zajmowania się tego typu działalnością na rynku nieruchomości przez cztery lata. Jeśli zakaz złamie, trafi za kratki na półtora roku.
Oferty z Internetu
To jeden z pierwszych wyroków, jakie zapadły w tego typu sprawach. Wielu poszkodowanych, którzy płacili za same adresy nieruchomości, nie zgłasza się na policję.
Pseudopośredniczka z Bydgoszczy, która nie miała odpowiedniej zawodowej licencji, na rynku nieruchomości działała bezkarnie kilka lat.
Z ustaleń prokuratury wynika, że Hacjenda oferowała usługi pośrednictwa w wynajmie mieszkań od stycznia 2007 do października 2009 r. – Biuro pobierało zaliczki od klientów w wysokości od 300 do 500 zł, ale nie wywiązywało się z warunków umowy – mówi Dariusz Bebyn, wiceszef Prokuratury Rejonowej Bydgoszcz-Północ. Dodaje, że właścicielka Hacjendy przekazywała klientom oferty mieszkań na wynajem pobieranych z ogólnodostępnych źródeł, np. z prasy czy Internetu. Nie sprawdzała, czy są aktualne. Do transakcji najmu nie dochodziło, ale pseudopośredniczka nie zwracała zaliczek. – Tym samym dopuściła się przestępstwa oszustwa, działając ze z góry powziętym zamiarem. Z naszych ustaleń wynika, że kobieta oszukała 142 osoby na łączną kwotę ponad 50,9 tys. zł – dodaje prokurator Bebyn.
Klienci Hacjendy o nieuczciwych praktykach biura alarmowali od lat. „Ta pani spisuje umowę, bierze 300 zł i na tym sprawa się kończy. Potem nie odbiera telefonów, nie mówiąc o znalezieniu odpowiedniej oferty najmu. Jej pracownik oświadcza zaś, że jest chora i leży w szpitalu. Pieniędzy nie udaje się odzyskać" – takie wpisy na temat biura Hacjenda jeszcze dziś można znaleźć na internetowych forach. Klienci jeszcze przed prokuratorskim śledztwem skarżyli się w Inspekcji Handlowej i w Ministerstwie Infrastruktury, które prowadzi rejestr pośredników.