Dane podał wczoraj Główny Urząd Statystyczny, który policzył, że w 2011 r. było w Polsce 13,7 mln mieszkań. To oznacza, że od ostatniego spisu narodowego w 2002 roku przybyło ich o ok. 9,8 proc.
– Niestety, nie ma powodów do zadowolenia. Sytuacja mieszkaniowa Polaków w ciągu tych dziewięciu lat nie poprawiła się istotnie – komentuje Paweł Sztejter, partner w firmie doradczej Reas. – W tym czasie przybyło prawie tyle samo gospodarstw domowych, ile nowych mieszkań. Nie można też zapominać, że choć od ostatniego spisu narodowego zyskaliśmy wiele nowych budynków dobrej jakości, to znacznie pogorszyła się jakość starych, niedoinwestowanych, uwzględnianych w statystykach – dodaje.
Jak podkreśla Paweł Sztejter, trzeba też pamiętać o migracjach do miast, których konsekwencją są niezamieszkane budynki na terenach wiejskich i deficyt mieszkań w miastach będących istotnymi rynkami pracy. – Na początku okresu między spisami zdolność nabywcza, czyli relacja ceny mieszkań do dochodów wspartych kredytem, była znacznie bardziej korzystna dla kupujących niż dziś – zwraca uwagę Sztejter.
W 2011 r. deweloperzy i spółdzielnie – jak podaje Reas – oddali w całym kraju ok. 54 tys. mieszkań i domów (prawie dokładnie tyle, ile w 2007 r.), w tym sami deweloperzy blisko 50 tys. lokali. Kluczową rolę w budowaniu mieszkań w ciągu ostatniej dekady odegrali indywidualni inwestorzy stawiający dla siebie domy (ok. 60 proc. wszystkich inwestycji). Deweloperzy w tym czasie oddali ok. 430 tys. mieszkań. Dziś do kupienia jest ok. 50 tys. nowych lokali.
Tymczasem Polski Związek Firm Deweloperskich (PZFD) alarmuje, że w Polsce na jedną osobę przypada jedna izba mieszkalna, co stawia nas na przedostatnim miejscu w Europie przed Rumunią.