Np. w Warszawie działa program „Poznaj swojego najemcę", w ramach którego urzędnicy badają, czy osoby korzystające z miejskich lokali, często z nierynkowymi czynszami, nie są właścicielami innych mieszkań w Warszawie. Jeśli okazuje się, że tak, miasto wypowiada umowę najmu. I robi się awantura.

Po pierwsze dlatego, że najemcy uważają, że wynajmowany od lat lokal komunalny po prostu im się należy, bo inwestowali w remonty, dbali o niego. A to, że mają własny dom pod Warszawą, a nie swoje mieszkanie wynajmują np. studentom, to zupełnie inna sprawa... Jest też grupa oburzonych najemców czynszówek, którzy twierdzą, że to skandal, że po 20–30 latach najmu lokal nie przechodzi na własność za symboliczną złotówkę, tylko muszą płacić 5 czy 10 proc. jego rynkowej wartości, bo większych rabatów przy wykupie gmina nie chce dać.

Zgłosili się także czytelnicy, którzy gotowi są procesować się z gminą o zgodę na wykup lokalu, bo sąsiedzi kiedyś wykupili mieszkanie, a teraz nie ma już takich możliwości. I pytają: czy to sprawiedliwe?

No właśnie, zasadne pytanie. Czy to sprawiedliwe, że lokal wybudowany za cudze pieniądze ma przejąć najemca, bo dobrze o niego dbał? Kto z wynajmujących sprzedałby swoje mieszkanie za ułamek wartości lub oddał najemcy, bo ten mieszka w lokalu długo, sumiennie płaci czynsz i naprawdę dba o niego jak o własny.