Tak wynika z ankiety przeprowadzonej przez portal Nowyadres.pl w sierpniu tego roku, w której wzięło udział ponad 5 tysięcy osób. Banki udzielają kredytów nie etatowcom, ale bardziej restrykcyjnie sprawdzają ich zdolność kredytową. Nie odsyłają też z kwitkiem osób z czasowym zatrudnieniem. Gdzie najłatwiej o kredyt?
Co sprawdza bank
Generalnie bankom zależy nie tylko na jak najwyższym dochodzie kredytobiorców, ale przede wszystkim na jego względnej stałości. Banki akceptują umowy zlecenia czy umowy o dzieło, jako źródła dochodów, ale osoby zarabiające w ten sposób muszą spełnić inne kryteria niż zatrudnieni na etacie.
Przede wszystkim niezbędne jest udokumentowanie zatrudnienia na umowie zlecenie lub o dzieło od minimum 12 miesięcy. Niezbędne jest wykazanie ciągłości wykonywania zleceń w analizowanym okresie. Dopuszczalne są oczywiście niewielkie, np. miesięczne przerwy, ale w ocenie banku sytuacja musi być stabilna.
- Dłuższy okres uzyskiwania dochodów jest właśnie jedną z różnić między etatem a umową śmieciową. Kolejną różnicą jest sposób wyznaczania dochodu netto i różne podejście w tej kwestii w każdym banku. Część instytucji do wyznaczenia tego dochodu uwzględni ustawowe 20- lub 50-procentowe koszty uzyskania przychodu, co w praktyce oznacza, że kwota przyjęta do analizy będzie czasami dużo niższa niż kwota rzeczywiście wypłacana czy przelewana na konto. Inne banki także stosują swoje współczynniki korygujące, zakładając, że dochód netto to nie więcej niż np. 80 proc. wpływów na konto - tłumaczy Michał Krajkowski, główny analityk Domu Kredytowego Notus.
Radzi, aby w sytuacji zarabiania na umowę zlecenie lub umowę o dzieło szczególnie wnikliwie porównywać oferty banków i ich wymagania proceduralne. Może się okazać, że dla takiej samej sytuacji różnica w zdolności kredytowej może sięgać nawet kilkudziesięciu procent.