Ze statystyk warszawskiego systemu wielokrotnego oferowania nieruchomości (MLS) z 1,5 do 10 proc. wzrósł odsetek transakcji, w których używane lokum sprzedaje się za wyższą stawkę, niż oferowana przez właściciela.
– Przeciętna korekta wyniosła 2,5 proc. W przeliczeniu na konkretne kwoty, „podwyżki" zamykają się w przedziale od kilku do kilkunastu tysięcy złotych, zaś największa różnica, na plus, wyniosła 37 tys. zł. Lokum sprzedano o 6 proc. drożej od pierwotnych założeń – opowiada Jerzy Sobański, rzecznik Warszawskiego Stowarzyszenia w Obrocie Nieruchomości.
Jego zdaniem z wyższą ceną transakcyjną sprzedają się mieszkania, które momentalnie znajdują nabywców lub wręcz przeciwnie, lokale czekające bardzo długo na właściciela, wystawione często w dołku cenowym i w efekcie dziś nieco niedoszacowane.
– Wielkość i cena całkowita mieszkań ma drugorzędne znaczenia. Np. małe lokum, do 300 tys. zł, jak i te powyżej 600 tys. zł, stanowią identyczny odsetek z wyższą ceną ostateczną – tłumaczy Sobański.
Z kolei pośrednicy Metrohouse notują co roku po kilkanaście do 20 proc. umów z wyższą od wyjściowej ceną transakcyjną. Jednak o ile zimą niektóre negocjacje przynosiły podwyżki, o tyle dziś takich transakcji praktycznie nie ma. – Np. w Warszawie, w czerwcu, zanotowaliśmy tylko jedną taką umowę – zauważa Marcin Jańczuk z Metrohouse.