W ostatnim kwartale roku rynek nieruchomości ogarnia szaleństwo. Zarówno kupujący, jak i sprzedający, chcą zakończyć transakcję przed końcem roku. Oliwy do ognia dolewają banki i deweloperzy. Atmosferę podgrzewają też zmiany przepisów (kupując lokum na kredyt od stycznia 2016 r., trzeba będzie mieć wyższy niż w 2015 roku wkład własny).
Czy jednak rzeczywiście rynek czeka rewolucja i trzeba się spieszyć z zakupami?
Jak wykorzystać słabość banków i deweloperów?
Mówi Bartosz Turek, kierownik działu analiz w Lion's Banku:
- Zmiana dotycząca kredytów hipotecznych tylko z pozoru jest rewolucyjna. Przypomnijmy - w nowym roku wymagany wkład własny przy zakupie mieszkania na kredyt wzrośnie z 10 do 15 proc. W praktyce okazuje się, że podejście banków prawie się nie zmieni. Powód? Dodatkowe 5 pkt. proc. można będzie ubezpieczyć, co już dziś jest obowiązującą praktyką w wielu instytucjach. W 2016 roku faktycznie w gotówce trzeba będzie więc posiadać tyle samo, co w 2015 roku.
Co jednak ważniejsze, z punktu widzenia kupujących, czwarty kwartał jest doskonałym momentem, aby wykorzystać słabość banków i deweloperów. Są to przeważnie duże spółki, których właściciele oczekują wyśrubowanych efektów finansowych, premiując za nie pracowników. Bankom przed końcem roku zależy więc na jak największej sprzedaży kredytów, a deweloperzy chcą na koniec grudnia pochwalić się jak największą liczbą sprzedanych mieszkań. Można więc liczyć na upusty i wszelkiego typu promocje - wszystkie ograniczone w czasie, bo mają skłaniać do decyzji jeszcze w bieżącym roku. W gąszczu krótkotrwałych zachęt łatwo popełnić błąd, a przecież zakup mieszkania jest bardzo ważną decyzją.
Wkład własny to za mało