W Polsce nie buduje się ani szybko, ani łatwo. Procedury administracyjne trwają długo, poruszanie się w gąszczu przepisów nie jest proste, a planistyka kuleje. Zdaje sobie z tego sprawę Ministerstwo Inwestycji i Rozwoju. Dlatego – aby m.in. budynki w programie Mieszkanie+ mogły zacząć rosnąć jak grzyby po deszczu – postanowiono zmienić prawo. Właśnie kończą się konsultacje społeczne ustawy o ułatwieniach w przygotowaniu i realizacji inwestycji mieszkaniowych oraz inwestycji towarzyszących. Aktu, który ma zwiększyć tempo na budowach. Problem w tym, że zakres liberalizacyjnych pomysłów resortu jest bardzo szeroki.
„Nie jest to de facto akt, który ma umożliwić przyspieszenie procesów budowy, ale akt, który ma przyspieszyć spekulację gruntami, zachęcić do większej korupcji w tym sektorze i w działalności samorządów terytorialnych. Ponadto głęboko ingeruje w kompetencje planistyczne samorządów terytorialnych, naruszając konstytucyjne zasady subsydiarności, wprowadzając pośrednio coraz większy chaos przestrzenny, z którym deklaratywnie rząd ma walczyć. Likwiduje się tą ustawą resztki systemu planowania miejscowego " – ocenił Komitet Przestrzennego Zagospodarowania Kraju PAN w swojej opinii.
Pozory i chaos
Projekt specustawy umożliwia m.in. wznoszenie domów wielorodzinnych na terenach, które takiego rodzaju inwestycji – zgodnie z planem miejscowym – nie dopuszczają. Ma być to możliwe po uzyskaniu zgody rady gminy. Decyzję w sprawie ustalenia lokalizacji inwestycji mieszkaniowej na wniosek inwestora wydawać będzie natomiast wojewoda. Ten tryb PAN określił jako pozorujący władztwo samorządowe.
Instytut Spraw Obywatelskich w swej opinii zadał natomiast pytanie o sens uchwalania planów, skoro ich ustalenia mogą na postawie tworzonej ustawy trafić do kosza.
Kongres Ruchów Miejskich wystosował zaś apel do premiera Mateusza Morawieckiego. Chce natychmiastowego wycofania się rządu z planów, które – jego zdaniem – oznaczają bezpowrotne zniszczenie ładu przestrzennego i krajobrazu kulturowego Polski. „Jeśli Lex Deweloper zostanie przyjęte, to plany miejscowe, wypracowane z udziałem mieszkańców i ekspertów zastąpią odgórne, uznaniowe decyzje władzy centralnej. Deweloperzy będą mogli budować byle jak i byle gdzie. Oznacza to dalsze rozlewanie się miast ze wszystkimi konsekwencjami" – czytamy w piśmie do szefa rządu.