Reklama

Metr kwadratowy jako barometr

Nie ma lepszego barometru gospodarczej koniunktury niż rynek mieszkaniowy.

Publikacja: 15.02.2009 21:26

Gdy pensje szły w górę, bezrobocie spadało, a obrotni inwestorzy stawali się rekinami finansjery, zarabiając miliony na giełdzie, ceny mieszkań szybowały w górę. W niektórych budowanych w Warszawie domach cena metra kwadratowego dochodziła nawet do obłędnych 20 – 30 tys. zł, a średnia ocierała się o 10 tys. W innych dużych miastach było niewiele taniej.

Ceny rosły szybciej niż pensje, więc Polacy brali mordercze kredyty na 30 – 40 lat. Ale popyt nie słabł, wspierany zapowiedziami deweloperów i pośredników, że wzrost cen będzie nadal następował. Banki obniżały wymagania kredytowe, pożyczając pieniądze każdemu, kto miał pracę – wierząc, że nadeszła epoka wiecznego dobrobytu.

Teraz sytuacja, wraz ze spowolnieniem gospodarczym, zmieniła się o 180 stopni. Ceny spadają szybciej niż pensje, a deweloperzy nie mogą znaleźć klientów na gotowe mieszkania. I wszyscy mamy problem. Obywatele, którzy się boją, że gdy stracą pracę, do ich drzwi zapuka komornik, banki, które obawiają się problemów ze spłatą udzielonych kredytów, więc nie chcą już pożyczać pieniędzy, i deweloperzy, którzy przeszarżowali z inwestycjami, i utopili w budowach to, co udało się im zarobić w okresie hossy. Powstało zamknięte koło: bez kredytów bankowych klienci nie mogą kupować mieszkań od deweloperów. A ponieważ mieszkania się nie sprzedają, deweloperzy nie mają pieniędzy na spłatę swoich bankowych długów.

Wiele wskazuje na to, że dno mieszkaniowej dekoniunktury jeszcze jest przed nami. Na rynek wrócili zagraniczni klienci – w Warszawie szukają pakietów po kilkadziesiąt mieszkań w cenach ok. 5 tys. zł za metr kwadratowy. Jeśli ryzykują setki milionów euro, to tylko dlatego, że wierzą, iż na tym zarobią. A zarobią tylko wtedy, gdy ceny mieszkań zaczną rosnąć – a więc wtedy, gdy kryzys będzie miał się ku końcowi.

Wszystkim – bankom, deweloperom i wszystkim ich klientom – pozostaje mieć nadzieję, że inwestorzy z zagranicy się nie mylą. Bo jeśli wierzyć, że nieruchomości to barometr koniunktury, gospodarka powinna się ożywić wtedy, gdy zaczną rosnąć ceny mieszkań. A nic przecież ich tak nie podniesie, jak przekonanie klientów, że taniej już nie będzie.

Reklama
Reklama

[b][link=http://blog.rp.pl/salik/2009/02/15/metr-kwadratowy-jako-barometr/]skomentuj na blogu[/link][/b]

Nieruchomości
Rynek najmu schodzi z górki. Ale są mieszkania, które znikają w kilka godzin
Nieruchomości
Używane mieszkania wróciły do łask kupujących
Nieruchomości
Bitwa o najlepsze biura. Najsłabsze obiekty wypadną z rynku
Nieruchomości
Rynek nieruchomości dwa lata po powołaniu rządu. Ile dowiozły ministerstwa?
Nieruchomości
Czy będą kolejki u notariuszy
Materiał Promocyjny
Lojalność, która naprawdę się opłaca. Skorzystaj z Circle K extra
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama