Największe ryzyko wiąże się z chęcią wykorzystania przez „przedsiębiorczych” Polaków okazji, by budżet rodzinny wesprzeć państwowym, stając się bezrobotnym z wyboru.Nie wątpię bowiem, że znalazłaby się spora grupa zaradnych, którzy zamieniliby dotychczasowe legalne zatrudnienie na pracę na czarno, skoro raty same by się dzięki temu spłacały...

Intrygują mnie także szczegółowe kryteria przyznawania takiego kredytowego wsparcia: dla zadłużonych w złotych czy frankach (kto więcej ryzykuje?), pożyczających na dziesięć, 20 czy 30 lat, na mieszkania czy apartamenty (choć dla wielu 100-metrowy lokal stałby się pewnie zwykłym mieszkaniem), dla rodzin czy także singli, zależnie od wysokości długu czy marży banku etc.

No i jak długo trzeba by być bezrobotnym, aby państwo spłacało kredyt zaciągnięty na nieruchomość? A czy za dom w budowie także będzie dopłata? I czy pomoc budżetową będzie można łączyć z innym wsparciem od państwa – np. z dofinansowaniem w ramach programu „Rodzina na swoim”?

Wątpliwości i możliwości wykorzystania sytuacji pojawi się tu wiele, zbyt wiele.