Według jednej z ostatnich opinii Ministerstwa Finansów osoba, która zyskała na sprzedaży walut, musi zapłacić od tego podatek dochodowy. Chodzi np. o sprzedaż w kantorze euro czy dolarów po wyższym kursie niż kurs zakupu. Są to przychody z tzw. innych źródeł. Również straty można odliczyć od dochodu w ciągu najbliższych pięciu lat – do 50 proc. w danym roku.
Według MF inaczej jest jednak, gdy ktoś traci lub zyskuje na kredycie walutowym. „Zaciągnięcie kredytu (pożyczki) przez osobę fizyczną, co do zasady, jest neutralne podatkowo. Zatem nie można w tej sytuacji mówić o stracie lub dochodzie z tego tytułu” – wyjaśnia resort. Nie można więc wykazać w zeznaniu rocznym straty z tytułu spłaty rat kredytu zaciągniętego w walucie obcej.
[srodtytul]Brak konsekwencji[/srodtytul]
Wielu ekspertów dostrzega w takim podejściu MF dużą niekonsekwencję. – Ministerstwo widzi przychód do opodatkowania tam, gdzie jest to wygodne dla fiskusa. Okazuje się, że dochód ze sprzedaży walut podlega podatkowi, ale zaciągnięcie i spłata kredytu walutowego są neutralne podatkowo. Źródłem tak dowolnych interpretacji jest luka prawna w ustawie o PIT, dotycząca różnic kursowych – mówi Radosław Czarnecki, doradca podatkowy w Accreo Taxand.
Skoro MF chce opodatkować zyski ze sprzedaży walut i zezwala na odliczanie strat, to powinno też umożliwić odliczenie strat w wypadku kredytów denominowanych w walutach obcych. Na pewno ucieszyłoby to całą rzeszę osób mających kredyty we frankach, które muszą teraz płacić wyższą ratę. Wielu wstrzymuje się też ze sprzedażą lokalu, by nie ponosić dodatkowych kosztów ze względu na znaczny wzrost wartości tej waluty.