Zła sytuacja ekonomiczna na rynku doprowadziła w drugiej połowie 2008 roku do kłótni między pośrednikami działającymi w Warszawie. Negatywnymi nastrojami, jakie otoczyły stołecznych przedsiębiorców, szybko zarazili się przedstawiciele biur nieruchomości w całej Polsce.
[b]Punktem zwrotnym całej sytuacji było działanie biura Metrohouse.[/b] Aby zachęcić klientów do korzystania ze swoich usług, zarząd firmy zrezygnował z pobierania prowizji od kupującego, jeżeli klient sam znajdzie ofertę za pośrednictwem strony internetowej agencji i się na nią zdecyduje.
– Wiedzieliśmy, że zarówno pośrednicy, jak i ich klienci, powinni się przygotować na duże zmiany pod względem wynagrodzeń biur nieruchomości. Pośrednictwo będzie teraz podążać w kierunku pobierania wynagrodzenia tylko od jednej strony transakcji – mówi Mariusz Kania, prezes zarządu Metrohouse. – Płatność prowizji przez kupującego będzie uzasadniona m.in. w przypadku, gdy pośrednik zostanie zaangażowany w cały proces transakcyjny, począwszy od rozpoznania potrzeb klienta, poprzez poszukiwanie oferty, aż po sfinalizowanie transakcji.
[srodtytul]Złe sformułowanie[/srodtytul]
Działanie, które wydawałoby się rozsądne, wywołało burzę. Pośrednicy powoływali się na standardy zawodowe ogłoszone w 2005 roku, udowadniając, że sposób działania Metrohouse jest nieuczciwy. Skąd takie oceny? – W obecnie obowiązujących standardach zawodowych pośredników są postanowienia, które zakazują reklamowania usługi jako wolnej od wynagrodzenia. W innym miejscu jest również zapis mówiący, że nieetycznym jest reklamowanie swojej usługi jako wolnej od wynagrodzenia, jako jedynej korzyści dla klienta, inaczej mówiąc, jesteśmy najlepsi, bo nie trzeba nam płacić – podkreśla Jerzy Sobański, rzecznik prasowy WSPON.