Do 2023 roku miały być w Polsce wymienione najbardziej niebezpieczne windy. Terminów obowiązkowej wymiany wciąż jednak nie ma, chociaż nowy projekt rozporządzenia przygotowany pod szyldem Urzędu Dozoru Technicznego trafił do resortu gospodarki już w ub. roku. Ministerstwo nie zajęło w tej sprawie stanowiska. Wiele spółdzielni już jednak windy wymienia.
[srodtytul]Wszystkie jak nowe[/srodtytul]
113, czyli wszystkie windy, od 2003 r. zmodernizowała Spółdzielnia Mieszkaniowa Nadodrze z Głogowa. Rocznie modernizowano tu ok. 20 urządzeń.
– Modernizację prowadziliśmy etapami, wymieniając nie całe windy, ale ich podzespoły. Na pierwszy ogień poszły elementy mogące stwarzać największe zagrożenie, takie jak instalacje elektryczne czy kabiny – wyjaśnia Leszek Chmiel, kierownik Zakładu Usług Dźwigowych w SM Nadodrze. – Dziś mamy urządzenia, które spełniają obowiązujące normy – zapewnia. Spółdzielni do wymiany pozostały jeszcze stare zespoły napędowe. Za jeden trzeba zapłacić ok. 20 tys. zł. – Ale i te elementy będziemy sukcesywnie wymieniać – zapowiada Leszek Chmiel.
Jak spółdzielnia poradziła sobie z finansowaniem programu? – Każda wydzielona nieruchomość ma przedstawicieli w organach samorządowych spółdzielni, którzy na wniosek jej zarządu podejmowali decyzje w sprawie dociepleń budynków czy wymiany wind – wyjaśnia Leszek Chmiel. Dodaje, że spółdzielnia w 1996 r. utworzyła też centralny fundusz interwencyjno-remontowy, z którego dofinansowywano ogólnospółdzielcze remonty. Fundusz był zasilany głównie dochodami ze sprzedaży mieszkań. I to z tej „szuflady” pochodziła część pieniędzy na modernizację dźwigów. Pozostałą część wyłożyli sami spółdzielcy. Przedstawiciele wyodrębnionych nieruchomości zgodzili się bowiem, by na fundusz remontowy płacić o 50 gr więcej z mkw. Część nieruchomości już swoje zobowiązania spłaciła.