– Bez zaangażowania banków deweloperzy w większości nie ruszą z nowymi projektami. I to jest zła wiadomość przede wszystkim dla klientów. Cofniemy się bowiem w ten sposób o dziesięć lat, do czasów mniej cywilizowanych, kiedy budowę mieszkań finansowali głównie ich nabywcy. To nie było bezpieczne ani dla kupujących, ani dla deweloperów – uważa Jacek Bielecki, przedstawiciel Polskiego Związku Firm Deweloperskich.
[srodtytul]Raty dla Kowalskiego[/srodtytul]
Choć banki odmawiają finansowania deweloperom, to z coraz większym zaufaniem patrzą na indywidualnych klientów ustawiających się w kolejce po kredyty hipoteczne. Jak podaje Związek Banków Polskich, w III kwartale wartość nowo udzielonych kredytów na kupno nieruchomości osiągnęła już prawie 11 mld zł, czyli porównywalnie do wyników z ostatniego kwartału 2008 r.
– Liczba kredytów hipotecznych zwiększa się. W styczniu banki udzieliły 11 tys. kredytów, w czerwcu 16,7 tys., a we wrześniu prawie 19 tys. Był to wzrost o ok. 58 proc. w porównaniu ze styczniem – mówi Krzysztof Pietraszkiewicz, prezes Związku Banków Polskich.
Niewiele pomogą jednak na rynku kredyty dla indywidualnych inwestorów, jeśli deweloperzy nie będą mieli za co budować. – Wymagania banków wobec deweloperów są bardzo wysokie. Do września ub.r. mogli oni pożyczyć nawet na 100 proc. inwestycji oraz 90 proc. wartości działki. Dziś muszą mieć 30 – 50 proc. wkładu własnego i wykazać się przed bankiem przedsprzedażą – twierdzi Paweł Grząbka, prezes zarządu firmy doradczej CEE Property Group. – Podam przykład: do niedawna deweloperowi wystarczył milion złotych, by rozpocząć daną inwestycję, a dziś musi mieć 12 – 15 mln zł przy projekcie tej samej wielkości, by rozmawiać z bankiem. Jeśli nie ma, a tak jest najczęściej, bo zarobione pieniądze zamroził w ziemi, pozostaje mu czekać na zmianę restrykcyjnej polityki banków.