Pomysłów mieli kilka. Najpierw znaleźli najtańsze w okolicy nowe mieszkanie. Kiedy już mieli finalizować „okazyjną” transakcję, wycofali się, bo uznali, że niska cena wiąże się w tym wypadku z ogromnym ryzykiem niezakończenia budowy. Deweloper wylewał bowiem dopiero fundamenty, stąd promocyjna oferta.
Pan T. stwierdził więc, że pieniądze najbezpieczniej zainwestować w gotowe mieszkanie. Kryterium atrakcyjności znowu była niska cena wywoławcza. Poszedł więc do lokalnej agencji pośrednictwa i tam przedstawił swój pomysł. Na jego szczęście – a właściwie dziecka, które miało dziedziczyć nieruchomość i zarabiać na niej – pośrednik wytłumaczył panu T., że kupowanie starego mieszkania w wielkiej płycie na obrzeżach miasta nie jest dobrym pomysłem na inwestycję. Bo czy można liczyć na wzrost wartości klitki w blokowisku lub kokosy z wynajmu takiego lokalu?
Rodzina podjęła więc decyzję, że pieniądze włoży w ziemię, bo ta „jeść nie woła i pilnować jej nie trzeba”. Znowu kryterium atrakcyjności terenu była okazyjna stawka za mkw. I ponownie pojawił się problem, i to wtedy, gdy miało dojść do podpisania aktu notarialnego. Działka w dobrej cenie, wydzielona z kilkuhektarowego pola, okazała się budowlana teoretycznie. W praktyce nie ma bowiem planu zagospodarowania tego terenu. Czy zatem okazyjna cena rzeczywiście oznacza zysk w przyszłości?