Bezpośrednią przyczyną napisania listu było orzeczenie NSA, wprawdzie z Torunia, które mówi o tym, że warunki zabudowy wydawane inwestorom nie mogą być sprzeczne z obowiązującym w mieście studium. A ponieważ ja mówiłem o tym wielokrotnie, a mam wrażenie, że bezskutecznie, zdecydowałem się na taką formę – mówi architekt Grzegorz Buczek, który jest jednocześnie członkiem Rady Architektury i Rozwoju Warszawy przy prezydencie stolicy.
Warunki zabudowy wydawane są wówczas, gdy na danym terenie nie ma obowiązującego miejscowego planu zagospodarowania. Obowiązuje tzw. dobre sąsiedztwo, które – jak twierdzą architekci – bardzo się poszerza. Efekt jest taki, że w rejonie niskich domków czy terenów zielonych deweloper dostaje pozwolenie na budowę wieżowca, bo urzędnik dopatrzył się podobnego kilka ulic dalej. Taki przykład jest np. we Włochach, gdzie w starej części dzielnicy wyrosły wysokie apartamentowce.
– Przykłady można mnożyć. Wątpliwe warunki zabudowy i idące za tym inwestycje znajdziemy na Woli i Żoliborzu. Innym przykładem może być np. zgoda na wyburzenie obiektu, który w studium jest określony jako dobro kultury współczesnej – wylicza Buczek. I przyznaje, że w stolicy ład przestrzenny i studium, które wyznacza jego politykę, nie do końca są przestrzegane.
– I dochodzi do kuriozalnych przypadków, kiedy to studium trzeba zmienić pod dyktando warunków zabudowy – mówi Buczek. Przyznaje, że ma nadzieję, iż jego list i zmiana orzecznictwa sądów administracyjnych poprawią sytuację w Warszawie. – Jeśli władze stolicy zaakceptują te stanowiska, doprowadzą do tego, że tzw. wuzetki będą wydawane w zgodzie ze studium – mówi Buczek.
Władze miasta na razie w sprawie listu się nie wypowiadają.