– Z jednej strony spadek kosztów materiałów budowlanych i robocizny prowadzi do wzrostu marż, z drugiej coraz większą pozycję zajmują koszty kredytu bankowego albo alternatywnych metod finansowania, czyli obligacji czy pożyczek prywatnych. W efekcie zarobki deweloperów raczej się nie zmienią – przekonuje Paweł Grząbka, szef firmy doradczej CEE Property Group.
Natomiast Marek Rembieliński, doradca z firmy Aspiro, prognozuje wzrost marż. – Popyt na mieszkania jest coraz większy, a rynek kredytów hipotecznych staje się coraz bardziej ożywiony. Dostępność kapitału sprawi, że większość inwestycji powinna zamknąć się na czas i przynieść spodziewane zyski – twierdzi analityk.
Zdaniem Pawła Majtkowskiego, głównego analityka z firmy Expander Advisors, największe ożywienie na rynku mieszkaniowym widać jednak po stronie podaży, a popyt rośnie w nieznacznym stopniu.
– Zainteresowanie nowymi lokalami mogą zwiększyć ograniczenia programu „Rodzina na swoim” (RNS) tylko do mieszkań z rynku pierwotnego, jednak nie będzie to aż tak znaczący wzrost, by zrekompensować rosnącą podaż. Gdy na rynku będzie dużo nowych lokali czekających na nabywców, spółki deweloperskie będą musiały obniżyć swoje marże – twierdzi Paweł Majtkowski.
Łukasz Madej, szef ProDevelopment, zwraca jednak uwagę na to, że projekty, które były uruchamiane w 2010 r., w zdecydowanej większości powstawały na gruntach kupionych przed kryzysem. Nowe inwestycje powstają już na tańszych terenach. Ponadto wykonawcy na razie nie podnoszą kosztów budowy, które w segmencie popularnym wynoszą średnio ok. 2,5 – 3 tys. zł za mkw., a w apartamentowym 3,2 – 4 tys. zł za mkw.