Limity cen w kończącym się programie dopłat do kredytów zmieniły się – już po raz ostatni – na początku października. – Zmiany nie były może tak spektakularne jak w poprzednich latach czy kwartałach, jednak nasze analizy pokazują, że w sześciu największych miastach liczba nowych mieszkań kwalifikujących się do RNS zmniejszyła się o nieco ponad 20 procent – wylicza Jarosław Jędrzyński, analityk z portalu RynekPierwotny.com.
Rekordowy spadek liczby mieszkań – aż o 77 proc. – które można kupić z dopłatą, analitycy odnotowali w Poznaniu. W Warszawie i Wrocławiu spadki te wynoszą odpowiednio 22,5 i 39 proc. – W sześciu głównych miastach do dopłat kwalifikuje się nieco mniej niż 5 tys. mieszkań – podaje Jarosław Jędrzyński. – Jeżeli jednak doliczyć lokale, których ceny ofertowe przekraczają limity RNS maksymalnie o 10 proc., a na takie rabaty można liczyć u deweloperów, to liczba ta wzrasta do 8 tys., a więc o 60 proc. – wylicza analityk. I tak np. w Warszawie w nowych limitach programu dopłat mieści się dziś ok. 1,4 tys. mieszkań. Dodając do tego lokale, których ceny spadłyby do 10 proc., liczba ta wzrasta do ok. 2,4 tys. W Gdańsku jest to odpowiednio 1,4 i 1,6 tys., w Krakowie – 1 i 1,1 tys., we Wrocławiu – 500 i 1,4 tys., w Łodzi – 200 i 700. – Prognozy Ministerstwa Transportu, Budownictwa i Gospodarki Morskiej mówią o możliwości wzrostu sprzedaży w RNS w ostatnim kwartale roku z dotychczasowej średniej 3,5 tys. do około 5 tys. mieszkań miesięcznie – przypomina Jarosław Jędrzyński. – Przewidywania wydają się realne, a z wytypowaniem w całym kraju 15 tys. odpowiednich lokali deweloperzy powinni sobie poradzić. Chyba że popyt przekroczy najbardziej optymistyczne przewidywania, a dodatkowo dojdzie do jego silnej koncentracji na określonym rodzaju mieszkań, np. małych, dwupokojowych lokalach o powierzchni 40–45 mkw. – podkreśla. Czy warto się spieszyć, czy lepiej poczekać na nowy program wsparcia, który ma zastąpić RNS? – Nie znamy jego konkretnych założeń. Pamiętajmy, że likwidacja RNS została wymuszona pogarszającą się sytuacją budżetową państwa. Czekanie na kolejny program może być czekaniem na Godota –mówi analityk .