Ewa J. jest właścicielką mieszkania przy ul. Dąbrowskiego na warszawskim Mokotowie.
– Gmina podnosi mi opłatę za użytkowanie wieczyste o 140 proc. W tej okolicy od lat nie nastąpiło nic, co podniosłoby wartość gruntu, a przecież to jest warunkiem aktualizacji. Jestem w szoku. Będę płaciła prawie 1700 zł za 45 mkw. na osiedlu wybudowanym kilkadziesiąt lat temu! Jak to możliwe, że od ostatniej aktualizacji wartość nieruchomości aż tak wzrosła? Przecież na osiedlu od lat nie przybywa budynków użyteczności publicznej i nie są możliwe żadne inwestycje. Na rynku nieruchomości zastój, ceny spadają, to jakiś absurd – dziwi się Ewa J.
To jeden z przykładów problemu z podwyżkami opłat za użytkowanie, z którym muszą się mierzyć mieszkańcy polskich miast.
Wysokie podwyżki
Ewa J. jest członkiem spółdzielni mieszkaniowej Mokotów, od której wykupiła mieszkanie.
– Podwyżki dostali w pierwszej kolejności właściciele mieszkań, w drugiej spółdzielnia dla tych części nieruchomości, których jest właścicielką. Objęły one na razie całe osiedle Dąbrowskiego i część osiedla Puławska, ale wiem, że to jeszcze nie koniec – mówi Henryk Hebda, prezes tej spółdzielni. – Najwyższa podwyżka wyniosła ponad 300 proc. Nasi mieszkańcy to głównie emeryci, nie można im w nieskończoność podnosić i podnosić, bo ich kieszeń nie jest bez dna.