– W ostatnich miesiącach przyzwyczailiśmy się do poprawy dostępności kredytów ze względu na spadek oprocentowania i rat kredytowych. W czerwcu zaobserwowaliśmy co prawda kolejne wzrosty dostępnej kwoty kredytu, ale tylko w przypadku kredytobiorców ze stosunkowo wysokim dochodem, czyli 5 tys. zł netto i 8 tys. zł netto. Natomiast w przypadku 4-osobowej rodziny z dochodem wynoszącym 3,5 tys. zł netto zdolność kredytowa spadła aż o 10 tys. zł – mówi Jarosław Sadowski, główny analityk firmy Expander.
Tłumaczy, że ta dziwna sytuacja wynika z tego, że kilka banków zmodyfikowało swoją politykę kredytową w taki sposób, aby spadające oprocentowanie nie pozwalało uzyskać kredytu osobom o zbyt niskich dochodach. – Tę tezę potwierdzają dane na temat minimalnego wymaganego dochodu do uzyskania 300 tys. zł kredytu. Gdy w kwietniu i czerwcu ten wymagany dochód, średnio we wszystkich bankach, spadł poniżej 4,6 tys. zł, to w kolejnym miesiącu następował wzrost. Tymczasem oprocentowanie w tym czasie spadało. Taka zmiana musiała więc wynikać ze sposobu obliczania zdolności kredytowej – wyjaśnia Sadowski.
Dlaczego dostaną mniej
Także z analiz Domu Kredytowego Notus wynika, że banki są gotowe pożyczać coraz mniej. W czerwcu bowiem trzyosobowa rodzina mogła otrzymać kredyt na mieszkanie o ponad 7 tys. złotych niższy niż miesiąc wcześniej.
– Badaliśmy sytuację małżeństwa mającego dziecko na utrzymaniu, którego łączne dochody stanowią dwukrotność średniego wynagrodzenia w sektorze przedsiębiorstw, czyli 7399 zł brutto wg danych z maja br. Spadek zdolności kredytowej w czerwcu, w stosunku do maja, wyniósł około 2 procent w przypadku tej modelowej rodziny i 1 procent dla singla, który także zarabia średnią pensję w sektorze przedsiębiorstw, czyli 3699 brutto miesięcznie – mówi Michał Krajkowski, główny analityk DK Notus.
Jego zdaniem największy wpływ na takie wyniki miał spadek średniego wynagrodzenia o ponad 130 zł w relacji do poprzedniego miesiąca.