Jak ocenia pan współczesną architekturę polską?
Pozornie wygląda ona coraz ciekawiej. Jednak okiem ambitnego architekta, który oczekuje czegoś więcej, nie jest wcale tak dobrze. Największym problemem polskiej architektury jest moim zdaniem odtwórczość. Architektom wykształconym na rodzimych uczelniach brakuje kreatywności. Można powiedzieć, że tak było zawsze w naszej historii. Zapatrzeni w to, co dzieje się na Zachodzie, staraliśmy się projektować tak samo jak inni.
Trzeba pamiętać, że taka postawa, wynikająca po części z naleciałości kulturowych, choć charakterystyczna nie tylko dla architektury, jest błędna. Światowe trendy powstają zawsze gdzie indziej, Polsce pozostaje rola wtórnego naśladowcy. Jesteśmy tylko papugą narodów. Dodatkowym problemem jest fakt, że wszelkie mody przychodzą do nas z opóźnieniem. Bywamy więc zacofani, zawsze o krok z tyłu. Nasza architektura współczesna to tylko odbite echo wielkiej architektury europejskiej i amerykańskiej.
Może jak mówi wielu: wszystko już wymyślono?
To nieprawda. Nie można wychodzić z takiego założenia. Każda dziedzina musi się rozwijać. Architektura również. Nie jest tak, że wszystko już odkryto, nadal powinniśmy poszukiwać innowacji, nowych dróg rozwoju, lepszych rozwiązań. Sądzę, że powodem wtórności polskich architektów jest kiepskie szkolnictwo, które zamiast rozwijać talenty i potencjał studentów, często tłamsi i kaleczy oryginalność.