W 1989 r. o rynku nieruchomości nie było mowy, podobnie jak ?o kredytach. Zresztą po co? Wcześniej mieszkanie „dostawało się" od spółdzielni mieszkaniowej lub zakładu pracy. Wyjątek stanowiły „wille" budowane przez tzw. prywaciarzy. Ogłoszenia w gazetach o sprzedaży mieszkania, a raczej spółdzielczego własnościowego prawa do lokalu, już po południu były nieaktualne. Transakcje zawierane były w dolarach amerykańskich, a w oficjalnych dokumentach podawane w bonach towarowych Banku Pekao SA. W listopadzie 1989 r. zawarłem umowę przedwstępną kupna spółdzielczego prawa do liczącego ?47 mkw. lokalu na warszawskim Ursynowie. Kosztowało 13 202 bony towarowe, co oznaczało cenę 280 dol. za mkw. Dwa tygodnie później, 11 grudnia 1989 r., podpisałem napisaną na maszynie przez kalkę, zajmującą jedną stronę umowę kupna-sprzedaży. Tym razem oficjalna cena wyrażona została w złotych i wynosiła 33 mln złotych, czyli 700 tys. złotych za mkw. Do rozliczenia doszło jednak w markach niemieckich.
Tadeusz? Żurowski, doradca rynku, Anchor Real Estate
W Peerelu istniał pokątny rynek gruntów rolnych i mieszkań, a pośrednicy byli traktowani jak cinkciarze. Prawdziwy rynek nieruchomości powstał dopiero 25 lat temu. W Warszawie objawił się w postaci gwałtownego wzrostu cen mieszkań. Napływała wtedy do nas fala zachodnich firm. Przez pierwsze trzy lata ceny mieszkań ?w Warszawie rosły w tempie ?500 dol. rocznie za mkw. Inflacja złotego była kosmiczna. Szokiem był dla mnie przyjazd Eli Elroya, głównego specjalisty izraelskiej firmy GTC. Kupił on za bezcen upadłą fabrykę Unitra Cemi przy Domaniewskiej na Służewcu Przemysłowym, najkoszmarniejszym wówczas miejscu lewobrzeżnej Warszawy, ?i postanowił zbudować tu nowoczesny park biurowy. Pukaliśmy się w czoło. I stał się cud: w ciągu kilku lat powstało tu najlepsze centrum biurowe w stolicy. A czynsze biurowe wtedy fruwały na niebotycznej wysokości – 50 dol. za mkw. Kiedy nasi świeżo upieczeni biznesmeni zorientowali się, ?że biura to śmietankowy biznes, nad stolicą wyrósł las żurawi.
Paulina? Krasnopolska, dyrektor w firmie doradczej CBRE
Kiedy zaczynałam pracę w Jones Lang Wootton w 1996 r., pierwszym moim zadaniem było przygotowanie informacji prasowej dla niemieckich dziennikarzy. Stworzyłam wówczas książeczkę ze zdjęciami kilkunastu budynków, czyli prawie wszystkich, które wtedy istniały w Warszawie. Zrobiłam zdjęcia, odbitki wkleiłam do książeczki i skopiowałam ją. Marketing obiektów ograniczał się do ustawienia tablicy, wydrukowania broszury oraz ulotki informacyjnej, a i tak wszystko wynajmowało się na pniu. W broszurze najważniejsze informacje dotyczyły standardu obiektu: klimatyzacja, podwieszane sufity, podnoszone podłogi, okablowanie do komputerów. ?W zagranicznych firmach nieruchomościowych było tylko kilka departamentów: agencja biurowa, dział inwestycyjny, wyceny, badania rynku. Teraz ?w Warszawie jest 430 nowoczesnych biurowców, miasto się zmieniło, zmieniły się techniki marketingowe, agencje nieruchomości zatrudniają ?po kilkaset osób.
Tomasz ?Trzósło, dyrektor ?działu rynków kapitałowych ?w Polsce w JLL