A to oznacza, że planują zakupy. Nic, tylko się cieszyć w tej sytuacji – z ekonomicznego punktu widzenia. Jeśli ktoś jest gotowy wyłożyć kilkaset tysięcy złotych, nawet wspomagając się kredytem hipotecznym, urządzić lokal, czyli zapłacić za materiały i pracę fachowców, to wpływa na wzrost gospodarczy.

Cieszą się deweloperzy, wykonawcy, sklepy z materiałami budowlanymi, meblarskie. Jeszcze kilka lat temu było tak, że producenci sprzętu AGD oraz mebli pytali w firmach doradczych, gdzie najwięcej się buduje nowych osiedli, w których dużych miastach, aby zaplanować dobrze produkcję i trafić jak najcelniej do klienta.

Boom jednak za nami, sytuacja na rynku zupełnie inna niż w latach 2006–2008, ale klienci popełniają te same błędy. A przecież kupują bez presji, bo o podwyżkach cen nic nie słychać. Do redakcji zgłaszają się jednak czytelnicy, dzwonią znajomi znajomych z pytaniami: czy TA firma w TEJ dzielnicy ma na tym osiedlu dobrą cenę, bo ostatnie lokale są do wzięcia. A czy TA firma, która buduje w tym mieście, jest dobra czy zła, bo coś dziwnego jest w umowie...

I co tu poradzić osobie, która zamiast zgłosić się do prawnika z kontraktem do analizy – przecież ryzykuje kilkaset tysięcy złotych – pyta, czy firma jest zła czy dobra. Warto przypomnieć, że nawet znanym  spółkom deweloperskim zdarzały się spóźnione budowy, złe wykonawstwo, a nawet oddawanie innych lokali, niż obiecały w umowie. Niejedna inwestycji nie dokończyła.

Właściwie każde osiedle na wstępnym etapie budowy, jeśli nie ma zapewnionego finansowania, a sprzedaż mieszkań jest niewielka, może nie być skończone. Dlatego dobra umowa – z punktu widzenia  nabywcy lokalu – to podstawa. Szczególnie gdy kupuje się nie gotowe lokum, lecz dziurę w ziemi.