Wrocław zmienił się w ubiegłym tygodniu w stolicę deweloperów. Na branżowe spotkanie zjechali szefowie dużych firm, ale też niewielkich, działających lokalnie, oraz doradcy rynku i naukowcy, a nawet przedstawiciele Banku Gospodarstwa Krajowego i rządu. Nigdy chyba jeszcze nazwy: Narodowy Program Mieszkaniowy i Narodowy Operator Mieszkaniowy – czyli NOM – nie były wymieniane w jednym czasie tak często przez tak dużą grupę ludzi. Deweloperzy uważają, że państwo wkracza w ich biznes.
Chodzi im m.in. o to, że zostanie powołany wspomniany NOM, czyli „centralny deweloper". NOM ma budować tanie mieszkania na wynajem, z opcją ich wykupu na własność, i to w ekspresowym tempie. Ma dostać ustawowe ułatwienia, dzięki którym będzie budował sprawniej, nie tracąc czasu na uciążliwe procedury. Nie będą jednak mogły z nich skorzystać firmy prywatne stawiające bloki, bo tylko NOM będzie realizował cele strategiczne, likwidując niedostatek mieszkaniowy. Zdaniem deweloperów to spowoduje, że prywatne firmy „będą musiały się zwijać", bo państwowy centralny deweloper będzie uprzywilejowany.
Choć wiceminister Tomasz Żuchowski przekonywał, że „nikt nie będzie się musiał zwijać" w związku z działaniem NOM, firmy są zaniepokojone. Jednocześnie nie wierzą, aby NOM był w stanie zaspokoić głód mieszkaniowy, bo zanim zacznie działać i budować swoje centralne struktury, to skończy się kadencja rządu. A na realizację planów NOM potrzeba co najmniej trzech. Oby program tanich mieszkań na wynajem się powiódł. Oby szybka ścieżka budowania była dostępna dla wszystkich uczestników rynku. I oby dzięki temu mieszkania były tańsze – także dla wszystkich.