Pomysł nie jest nowy, choć początkowo miał związek z estetyką wielkich miast: ogrody na dachach domów miały sprawić, że miasta ożyją, przestaną być szarymi, betonowymi obszarami. Okazało się, że roślinność porastająca dachy działa jak prawdziwy las, czyli absorbuje dużą ilość wody opadowej.
W bogatych krajach zakładanych jest coraz więcej takich botanicznych dachów. We Francji w 2002 roku zielone dachy zajmowały łącznie powierzchnię 65 tys. metrów kwadratowych. Ale prognozy są optymistyczne – Association des Toitures Vegetales (Stowarzyszenie Dachów Roślinnych) przewiduje, że za trzy lata powierzchnia ta wzrośnie w tym kraju do miliona metrów kwadratowych.
Jednak Francja nie jest w tej dziedzinie przodownikiem. Uczestnicy międzynarodowej konferencji w Paryżu poświęconej temu zagadnieniu dowiedzieli się, że w Niemczech tylko w ubiegłym roku założono blisko 14 mln metrów kwadratowych dachowych ogrodów.
W Skandynawii, gdzie tego rodzaju budownictwo jest najlepiej rozwinięte, zagadnieniem tym systematycznie zajmują się naukowcy. Z ich ekspertyz jednoznacznie wynika, że w obliczu dokonujących się zmian klimatycznych i czekających świat coraz liczniejszych ekstremalnych zjawisk pogodowych zielone dachy mogą działać jak kompleksy leśne – zatrzymują nadmiar wody na wiele godzin, sprawiają, że stopniowo spływa ona rurami kanalizacyjnymi, nie zatapiając ulic.
W Europie Zachodniej dachy zajmują 30 proc. powierzchni miejskiej; gdyby pokrywała je zieleń, byłby to prawdziwy parasol.