Kazik, oddaj mi gumkę!

Rozmowa o ofiarach i dręczycielach. Psycholog Elżbieta Zubrzycka mówi o tym, jak najmłodsi mogą się wyćwiczyć, by dawać sobie radę z przemocą

Publikacja: 12.11.2008 00:25

Kazik, oddaj mi gumkę!

Foto: Corbis

[b]Monika Janusz-Lorkowska: Skąd się biorą dręczyciele? [/b]

Elżbieta Zubrzycka: Są nimi dzieci, które przepełnia mnóstwo złych emocji. Poprzez atakowanie innych próbują je z siebie wyrzucić. Przyczyny frustracji są różne. Problemy w domu, zazdrość, żal, że inne dzieci mają coś, czego „dręczyciel” nie ma – wakacje, rower, lepsze oceny. Najczęściej jednak dzieci, które atakują inne dzieci, występują w podwójnej roli. W klasie są dręczycielami, a w innym środowisku, najczęściej domowym – ofiarami. A więc biją dzieci bite, wyśmiewają się z innych dzieci wyśmiewane, krytykują – krytykowane, upokarzają – upokarzane itd.

Nie twierdzę, że wszyscy dręczyciele muszą być źle traktowani przez rodziców. Wystarczy, że dokucza im w domu starsze rodzeństwo. Potem dziecko, gdy znajdzie słabszych od siebie, rozładowuje przykrości w taki sam sposób, w jaki ich doznaje.

[b]Ofiarami są zawsze najsłabsi?[/b]

Niekoniecznie. Zwykle są to po prostu dzieci, za którymi nikt nie stoi. Nie słyszałam jeszcze o tym, by ofiarą w klasie był ktoś, kto ma np. brata w starszej klasie.

Ofiarami są często dzieci z dobrych domów, bardzo grzeczne. Nie mają pojęcia, jak odpowiada się na zaczepki, chamskie odzywki, bo nigdy nie miały z nimi do czynienia. W domu były traktowane z szacunkiem. W szkole muszą nauczyć się, jak funkcjonować wśród osób brutalnych.

Generalnie ofiara to dziecko, które znalazło się w niewłaściwym czasie w niewłaściwym miejscu. Większość z nas, niestety, nie żywi wobec ofiary należytego szacunku. Mówi się, że ofiara sama się prosi o nieszczęście, że sprowokowała. Czasem mylona jest z dręczycielem. Dzieje się tak wtedy, gdy dręczyciel dogryza potajemnie upatrzonemu dziecku. które w końcu wybucha, eksploduje emocjonalnie. Jest wówczas postrzegane jako sprawca konfliktu i za wybuch przez dorosłych karane.

[b]Jak ma reagować, by nie być ofiarą?[/b]

O tym, że dziecko może wyćwiczyć w sobie mechanizmy obronne, opowiada świetna książeczka Catherine DePino „Śmierdzący ser, czyli jak bronić się przed przemocą w szkole” (GWP 2007). Zawiera proste, a bardzo skuteczne rady typu: stój prosto, bądź duży, oddychaj! Ta ostatnia jest szczególnie ważna, bo dzieci ze strachu nie oddychają, przez co ich ciało kuli się, kurczy i wizualnie stawia je w pozycji ofiary. Inne ważne wskazówki: mów stanowczo i nazywaj dręczyciela po imieniu. Dręczyciel tego nie lubi. Dzieci nie definiują głośno, nawet same przed sobą, kto jest źródłem problemu. Trzeba głośno mówić „Kazik, oddaj mi moją gumkę”, a nie tylko „Oddaj mi gumkę”. Albo „Kazik, nie bij mnie!”, a nie tylko „Nie bij mnie”, czy też „Kazik, zastawiasz mi drogę, przepuść mnie!”, a nie tylko i to najczęściej ze spuszczoną głową i cichutkim głosem: „Przepuść mnie”.

Ważny jest też żart. Żartowanie wspaniale rozładowuje konflikty między dziećmi. Gdy wszystko to nie pomaga, trzeba głośno krzyczeć do dręczyciela – tak by wszyscy słyszeli.

[b]Skąd siła dręczycieli? Mają często władzę nad całą klasą, dużą grupą. [/b]

Jest kilka powodów. Dzieci w rolę dręczycieli wcielają się już w szkole podstawowej. Jest to zazwyczaj czwarta, piąta klasa. Ale zachowania dręczycielskie – i nie chodzi tu tylko o przemoc fizyczną, ale przede wszystkim psychiczną – dziecko wyrabia w sobie przez lata. W szkole jest już zazwyczaj superspecjalistą w tym, co robi. Bo proces wykształcania się dręczyciela może zacząć się w przedszkolu. Wtedy dorośli na ogół nie reagują na agresję. Myślą, że to taki etap. Maluchy się kłócą, ale wyrosną z tego. Są tak małe, że nie zrobią sobie krzywdy.

Dzieci już wtedy mają poczucie, że dorosły nie interweniuje, nie mogą na niego liczyć. To ma wpływ na proces, z którym mamy do czynienia później, a który daje dręczycielowi siłę. To tzw. zmowa milczenia.

W praktyce wygląda to tak: jest dręczyciel, który upatruje sobie w grupie ofiarę, ma kilku popleczników, którzy dla jakichś korzyści go popierają, a pozostali są biernymi obserwatorami. Wszyscy w grupie szybko się do tej sytuacji przyzwyczają. Nikt nic nie mówi. „Bierni” się za ofiarą nie wstawiają, bo sami nie chcą ofiarami zostać. Między sobą o tym nie rozmawiają i nawet nie wiedzą, że większość z nich jest tej sytuacji przeciwna. Nie wtajemniczają w problem dorosłych, ci bowiem nie nauczyli ich, jak odróżnić skarżenie od wołania o pomoc. Dręczyciel jest więc bezkarny i ma rzeczywistą władzę w klasie. Dzieci są o tym w miarę upływu czasu coraz bardziej przekonane. I rzadko wierzą, że interwencja dorosłych może to skutecznie zmienić.

[b]A może zmienić?[/b]

Pod kilkoma warunkami. Dzieci nie mogą się dowiedzieć, od kogo nauczyciel wie o dręczycielu. Milczenie w tej sprawie powinno obowiązywać jak tajemnica spowiedzi. Druga sprawa, dość przykra, ale konieczna – ewidentnego dręczyciela trzeba na jakiś czas odizolować. Ustawiać mu zajęcia w ten sposób, by nie mógł przychodzić i wracać z lekcji wraz z innymi dziećmi. W drodze do i ze szkoły dokucza bowiem najbardziej. A inne dzieci muszą się przestać bać. Wówczas dopiero zaczną mówić i przyglądać się osobie, która była ofiarą. Zobaczą, że prócz wyszydzanych przez dręczyciela wad ma również zalety: cechy atrakcyjne dla grupy.

[b]W swoich książkach zauważa pani, że koniec problemów z dręczeniem w klasie nie kończy problemów ofiary.[/b]

Jeśli dręczenie trwa dłużej, to w psychice ofiary dokonuje się potworna, niszczycielska robota. Nie można takiego dziecka pozostawiać samemu sobie na zasadzie: dręczyciel przyłapany i ukarany, więc problem się skończył. Należy dziecko, które było ofiarą, przywrócić do życia społecznego. Odbudowywać jego wiarę w siebie, nagradzając za osiągnięcia, chwaląc publicznie, stawiając w centrum zainteresowania.

Ale dodam tu, że opieka również i dręczycielowi się należy. Pozycja dziecka-dręczyciela jest bowiem bardzo krótko fajna. Dziecko ma w danym momencie władzę, poczucie, że część dzieci mu się podlizuje. Ale tak naprawdę nie jest przez nikogo lubiane. W krytycznym momencie z fałszywych przyjaciół nie pozostanie przy nim nikt. Dziecko w roli dręczyciela społecznie znajduje się na równi pochyłej. Całą swoją energię przeznacza na utrzymanie pozycji wątpliwego lidera w klasie, a nie inwestuje w siebie. Nie koncentruje się na wynikach w nauce. Jego stopnie są coraz gorsze, a on coraz bardziej sfrustrowany, zły na otoczenie i agresywny.

[b]To jakiś nieodwracalny, psychologiczny mechanizm?[/b]

Tak. Potem złe na świat dziecko zaczyna łączyć się z podobnymi sobie i zaczyna być aspołeczne. Nigdy nie zdobędzie miłości, bo ktoś, kto wymusza, nigdy nie będzie kochany. Nieuczone empatii, już jako nastolatek nie będzie posiadało sumienia, więc trudno będzie się do jego sumienia odwoływać. Ostatecznie będzie czuć, że tylko dzięki sile wypływającej z krzywdzenia innych ma jakąś pozycję i poważanie. Dopóki więc dręczyciel jest dzieckiem, trzeba robić wszystko, by jego energię skoncentrować na rozwijaniu jego talentów. Nie pozwalać na to, by się po tej równi pochyłej toczył.

[b]Media donoszą o ofiarach agresji w szkołach. Wierzy pani, że seria książek, którą właśnie wydaje Gdańskie Wydawnictwo Psychologiczne, może temu problemowi zaradzić? [/b]

Książki mogą sprowokować temat do rozmowy. Dziwimy się, że dzieci, a potem nastolatki, nie zachowują się w sposób, jakiego oczekujemy, ale nikt ich tego nie uczy. Nikt ich nie zaznajamia z mechanizmami rządzącymi grupą – z pobudkami dręczyciela, z problemem ofiary, ze współodpowiedzialnością obserwatorów. One często nawet nie rozróżniają pozornie oczywistych spraw: kiedy mamy do czynienia z uczciwą bójką, a kiedy z przemocą fizyczną, co jest żartem, a co szyderstwem itd. Nikt im nie mówi, więc skąd mają wiedzieć, że słabszy nie oznacza gorszy? Uczmy dzieci, że jeśli ktoś jest ofiarą, to tę osobę tym bardziej należy zapraszać na urodziny.

Tymczasem dzieci w pierwszych trzech klasach szkoły podstawowej są bardzo chłonne. Nauczyciel ma wtedy ogromny autorytet. Silna jest jeszcze władza rodzicielska. Już nigdy potem, a zwłaszcza w wieku nastoletnim, dorośli nie będą mieli tak dużego wpływu na dziecko.

[i]Dr Elżbieta Zubrzycka - psycholog i pedagog, wykładowca akademicki, autorka książek edukacyjnych dla dzieci i rodziców, inicjatorka programu „Bezpieczne dziecko”.[/i]

[b]Monika Janusz-Lorkowska: Skąd się biorą dręczyciele? [/b]

Elżbieta Zubrzycka: Są nimi dzieci, które przepełnia mnóstwo złych emocji. Poprzez atakowanie innych próbują je z siebie wyrzucić. Przyczyny frustracji są różne. Problemy w domu, zazdrość, żal, że inne dzieci mają coś, czego „dręczyciel” nie ma – wakacje, rower, lepsze oceny. Najczęściej jednak dzieci, które atakują inne dzieci, występują w podwójnej roli. W klasie są dręczycielami, a w innym środowisku, najczęściej domowym – ofiarami. A więc biją dzieci bite, wyśmiewają się z innych dzieci wyśmiewane, krytykują – krytykowane, upokarzają – upokarzane itd.

Pozostało 93% artykułu
Nauka
W organizmach delfinów znaleziono uzależniający fentanyl
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Nauka
Orki kontra „największa ryba świata”. Naukowcy ujawniają zabójczą taktykę polowania
Nauka
Radar NASA wychwycił „opuszczone miasto” na Grenlandii. Jego istnienie zagraża środowisku
Nauka
Jak picie kawy wpływa na jelita? Nowe wyniki badań
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Nauka
Północny biegun magnetyczny zmierza w kierunku Rosji. Wpływa na nawigację