Islandzkie wulkany wybuchają znienacka. Zamiast burczeć i dymić, po cichu szykują się do spektakularnych erupcji. 20 marca eksplodował w ten sposób wulkan Eyjafjallajokull. A naukowcy wiedzą, że wkrótce po nim zawsze budzi się Katla, jeden z największych islandzkich wulkanów. Jeśli wybuchnie, możemy to odczuć na własnej skórze.
[srodtytul]Wybuch przepowiadający [/srodtytul]
Niedawno ożywiony wulkan Eyjafjallajokull (oddalony o 120 km od Rejkiawiku) nie wysłał przed eksplozją żadnych niepokojących sygnałów. Przyrządy pomiarowe odnotowały wstrząsy o magnitudzie zaledwie 2,6 stopnia w skali Richtera, co nie jest niczym nadzwyczajnym na aktywnej sejsmicznie Islandii. Wyspa ta leży nad jednym z tzw. gorących punktów Grzbietu Śródatlantyckiego, podwodnego pasma górskiego powstałego na styku płyt tektonicznych. Liczne wulkany, gorące źródła i gejzery to najbardziej charakterystyczne elementy krajobrazu „kraju lodu". Magnus Tumi Gudmundsson, geolog z Uniwersytetu Islandii, za pomocą kamer termowizyjnych i radarów zdołał ustalić, którędy spływa lawa wydostająca się z wulkanu, ale niewidoczna pod lodowcem. Na szczęście popłynęła żlebami, nie rozlewając się pod warstwą lodu, co zmniejszyło ryzyko powodzi. Mimo to ewakuowano około 500 mieszkańców tej słabo zaludnionej okolicy.
[srodtytul]Z siłą wodospadu [/srodtytul]
- Za każdym razem, kiedy eksploduje Eyjafjallajokull, wybucha również Katla - mówi Andy Russell z Newcastle University, który analizuje ostatnią islandzką erupcję. Naukowiec tłumaczy, że mogła ona powiększyć pęknięcie skorupy ziemskiej, prowokując aktywność sąsiedniego wulkanu. Kiedy to się stało po raz ostatni, w 1918 roku, Katla wywołała powodzie rozmiarów Amazonki. Wzburzone wody z łatwością przenosiły głazy wielkości domów, miażdżąc wszystko, co napotykały po drodze. Powódź trwała zaledwie kilka godzin, ale jej siła była porażająca. Wybuch uwolnił1,6 mln metrów sześciennych wody. Na wybrzeże zostało zniesionych tak wiele skalnych odłamków, że linia brzegowa Islandii wydłużyła się o cztery kilometry.