To stały element życia osób chorych na cukrzycę. Co najmniej raz dziennie (w przypadku chorych na cukrzycę typu 1 – cztery razy) muszą sprawdzać glikemię, stężenie glukozy we krwi. Kontrola tego wskaźnika jest potrzebna, by dobrać odpowiednią dawkę insuliny. W ten sposób zapobiega się również ryzyku uszkodzenia wzroku, nerek czy nerwów.
Czynność ta jest nieprzyjemna, gdyż wiąże się z koniecznością nakłucia palca. Stąd wciąż trwają poszukiwania bezbolesnej metody mierzenia poziomu cukru. Na pomysł takiego rozwiązania wpadli naukowcy z Massachusetts Institute of Technology. Polega ono na wykonaniu cukrzykom specjalnego tatuażu, za pomocą którego można bez przerwy śledzić glikemię. Stworzony jest on z tuszu o fluoryzujących nanocząsteczkach, a konkretnie z nanorurek węglowych, które wstrzykuje się choremu pod skórę.
– Tatuaż emituje pod wpływem światła słonecznego promieniowanie podczerwone – tłumaczy prof. Michael Strano, główny autor badań. – Trafia ono do monitora wielkości zegarka, który jest noszony na skórze. Na monitorze znajduje się dioda sygnalizująca poziom stężenia glukozy wokół nanorurek umieszczonych pod skórą.
Krótko mówiąc, tatuaż działa niczym czujnik, monitor jako odbiornik, a dioda jest wskaźnikiem.
Kiedy podobne tatuaże zastąpią glukometry – popularne urządzenia do pomiaru i odczytu stężenia glukozy? Zespół Strany jest obecnie na etapie testowania działania fluoryzujących nanocząsteczek u zwierząt. Jak dotąd nie zarejestrowano występowania żadnych efektów ubocznych ani reakcji alergicznych. – Wszystkie procedury wykonujemy z wyjątkową ostrożnością – podkreśla uczony. Można przypuszczać, że nie przejmuje się zbytnio faktem, iż upłynie jeszcze sporo czasu, zanim urządzenie trafi na rynek. – Jeśli rozmiar gadżetów technologicznych wciąż będzie kurczył się w takim samym tempie, to istnieje duże prawdopodobieństwo, że wielkość monitora stanie się jeszcze mniejsza niż zegarka – zapowiada. Kluczową kwestią w tej sprawie jest wielkość baterii.