Zamiast prowadzić kosztowne badania, stawiać diagnozę, później męczyć pacjenta leczeniem, uzyskujemy odporność na pewne choroby. Co więcej, zwykle szczepionki dają ochronę przed chorobami powodowanymi przez wirusy, z którymi w inny sposób (farmakologcznie) walczy się dość ciężko.

Prowadzone za oceanem analizy ekonomiczne dowiodły, że każdy dolar zainwestowany w szczepienia dziecięce daje później ogromne korzyści finansowe – od 31 do 108 dolarów. Dla państwa finansującego programy szczepień są one bardziej opłacalne niż późniejsze inne programy profilaktyczne – takie jak badania przesiewowe czy edukacja prozdrowotna społeczeństwa. Lekarze rzadziej wykorzystują antybiotyki, co obniża ryzyko powstania lekoopornych odmian chorobotwórczych bakterii. Dzięki temu, gdy zachorujemy, mamy większą szansę na skuteczne leczenie. Dla pracodawców dofinansowanie programu szczepień oznacza niższe koszty absencji chorobowej zatrudnionych.

Oczywiście korzystamy i my sami. Rodziny nie muszą brać zwolnień ani urlopów, aby opiekować się chorymi. Gdy w społeczeństwie wyszczepialność (czyli powszechność szczepień) osiągnie wystarczająco wysoki poziom, nawet osoby niezaszczepione z tego korzystają. Spada ryzyko kontaktu z osobą zakażoną, a sama choroba po pewnym czasie może zniknąć.

Skoro wszyscy na szczepionkach korzystamy, dlaczego tak niewielu korzysta ze szczepionek? Z przeprowadzonych przez SMG/KRC przed rokiem badań wynika, że Polacy generalnie nie lubią się szczepić. Ponad 70 proc. zapytanych przyznało, że od ukończenia 18. roku życia nie szczepiło się już na nic. Tylko jedna osoba na sześć zaszczepiła się przeciw grypie (a był to okres wzmożonego zagrożenia niebezpiecznymi odmianami wirusów powodujących tę chorobę). Co dziesiąty zapytany zaszczepił się przeciw żółtaczce, zaledwie 8 proc. przeciw tężcowi. Co najciekawsze, działo się tak, mimo że deklarujemy pozytywne nastawienie do tej metody. Tylko ok. 7 proc. Polaków ma wątpliwości związane z zasadnością jej stosowania, a 3 proc. zdecydowanie ją odrzuca.

Jak uważają eksperci, szczepionki stały się ofiarami własnego sukcesu. Jeszcze w latach 90. ubiegłego wieku globalne wskaźniki wyszczepialności poprawiały się. Od tego czasu jednak spadają. Przez to powracają choroby, wydawałoby się, zapomniane, takie jak krztusiec czy odra. Dlaczego tak się dzieje? Z wieloma chorobami lekarze ani rodzicie już się nie stykają. Nie mają świadomości zagrożenia, a jednocześnie słyszą i czytają o potencjalnych niepożądanych skutkach ubocznych stosowania szczepionek. W efekcie pojawiają się wątpliwości co do zasadności narażanie dzieci na „zagrożenie" w celu zabezpieczenia przed chorobą, której od lat nikt nie widział. Tymczasem spadek liczby zaszczepionych może doprowadzić do osłabienia efektu odporności zbiorowej i powrotu chorób dziś zapomnianych.