Jak podkreśla prof. Sinkiewicz, przyczyna zgonu Jezusa była wieloczynnikowa, aczkolwiek każda z rozważanych możliwości również mogła doprowadzić do szybkiego zgonu. Jego zdaniem należy wziąć pod uwagę również obecność krwistego płynu w jamie opłucnej, który powstał na skutek uszkodzenia klatki piersiowej podczas katowania Jezusa jeszcze przed ukrzyżowaniem. Skutkiem tego mógł być tzw. zespół mokrego płuca, objawiający się m.in. przyśpieszonym oddechem, dusznością, sinicą, obniżeniem stężenia tlenu i podwyższeniem stężenia dwutlenku węgla we krwi.
W pół drogi do śmierci
Jezusa biczowało dwóch żołnierzy, gdy był on przywiązany do niskiego słupa ugięty w pasie. Katowali oni całe jego ciało, głównie plecy, uda i łydki, oszczędzając jedynie głowę, podbrzusze i okolice serca, by uniknąć przedwczesnego zgonu. Zbyt zapalczywe biczowanie mogło bowiem doprowadzić do wytrzewienia jelit lub tzw. tamponady serca. Wytrzewienie to wydostanie się jelit na zewnątrz, co może się zdarzyć u chorych po operacjach z powodu nowotworu, gdy rozejdą się u nich rany pooperacyjne. Tamponada spowodowana jest przedostaniem się krwi lub innego płynu do jamy osierdzia. Jamy serca nie mają wtedy dostatecznie dużo miejsca, żeby napełnić się krwią podczas rozkurczu. Dochodzi wtedy do niewydolności serca (głównie prawej komory) i spadku siły wyrzutowej serca. Skutkiem tego jest wstrząs kardiogenny – zagrażające życiu silne niedokrwienie lub niedotlenienie tkanek narządów.
Biczowanie w czasach rzymskich nie bez powodu określano mianem „w pół drogi do śmierci". Chodziło o to, żeby wyniszczyć ofiarę, ale zwieńczeniem tortur miało być ukrzyżowanie. Rzymscy oprawcy, którzy torturowali Jezusa, używali biczów o krótkiej rękojeści z rzemieni zakończonych kulkami metalowymi lub ostrymi kośćmi zwierzęcymi. Tak przynajmniej twierdzą badacze, którzy badali całun turyński i uważają go za wiarygodne źródło analiz.
Prof. Pierluigi Bollone doszukał się ponad 600 różnych śladów ran na całym ciele „Człowieka z Całunu" i 120 śladów po biczu. Na tej podstawie, a także innych podobnych egzekucji, podejrzewa się, że rany zadane Jezusowi były zarówno powierzchowne, jedynie na skórze, jak i silnie krwawiące lub wypełnione osoczem oraz odsłaniające i głębokie aż do kości. Nie ma zatem przesady w tym, co Mel Gibson starał się pokazać w dość drastycznym filmie „Pasja". Biczowanie do tego stopnia masakrowało ciało, że było w stanie doprowadzić do uszkodzenia osierdzia oraz opłucnej, otaczającej płuca błony surowiczej, szczególnie narażonej na urazy. Przerwane naczynia krwionośne spowodowały krwawienia do jamy opłucnej i stanu zapalnego.
Śmierć na krzyżu nie jest zatem jedynie artystyczną wizją męki i śmierci Chrystusa. Prof. Bollone twierdzi, że urazy powstałe u Jezusa w wyniku biczowania odznaczają się „takim realizmem, taką zgodnością z danymi archeologicznymi, i występują w takiej ilości, że stoją w wyraźnej sprzeczności z niezwykle ubogimi przedstawieniami artystów wszystkich czasów".
W stanie krytycznym
Z dużym prawdopodobieństwem można też odtworzyć drogę krzyżową Jezusa Chrystusa, bo podobną mękę często przeżywali skazańcy w czasach cesarstwa rzymskiego. Musieli oni dźwigać krzyż od miejsca biczowania aż na miejsce stracenia, które zwykle znajdowało się poza murami miasta. Błędne są jedynie przedstawienia męki Chrystusa ukazujące, jak dźwiga cały krzyż. Była to najczęściej umieszczona na karku belka poprzeczna, przywiązana rzemieniami, ważąca od 37 do 54 kg. Całego krzyża nie udźwignąłby żaden człowiek, bo był zbyt ciężki – mógł ważyć nawet 140 kg.