- Wpływ zakażeń tym wirusem w Stanach Zjednoczonych może być znacznie większy, niż wcześniej przypuszczaliśmy — przyznała dr Anne Schuchat z US Centers for Disease Control and Prevention (CDC). Zagrożone są wszystkie stany leżące wokół Zatoki Meksykańskiej. Komary przenoszące wirusy znajdą tam doskonałe warunki do rozwoju.
Dotąd zakażenia i łączone z nimi przypadki małogłowia niemowląt rejestrowano przede wszystkim w Ameryce Południowej, głównie w Brazylii. Od rozpoczęcia się epidemii w maju ubiegłego roku zarejestrowano już kilka tysięcy przypadków deformacji dzieci zakażonych podczas ciąży matek. Zwykle takich wad wrodzonych notuje się kilkadziesiąt — kilkaset rocznie.
- Większość z tego, czego o tym wirusie się dowiedzieliśmy wcale nie wygląda dobrze — przyznała dr Anne Schuchat podczas konferencji w Białym Domu w poniedziałek. — To wszystko jest bardziej przerażające niż myśleliśmy.
Kilka dni temu pismo „Science" opublikowało w Internecie wyniki eksperymentów laboratoryjnych nad wirusem Zika i ludzkimi komórkami układu nerwowego. Dotąd związek między zakażeniem, a mikrocefalią był jedynie statystyczny. Nie brakowało nawet głosów, że wady dzieci to wynik stosowania chemicznych środków ochrony roślin, czy innych środków owadobójczych. Naukowcy z D'Or Institute for Research and Education (IDOR) w Rio de Janeiro sprawdzili dokładnie jak wirus działa na komórki.
Zespół dr Stevensa Rehena zakażał pojedyncze komórki i ich zlepki wirusami Zika pobranymi wcześniej od pacjentów. Badacze zauważyli, że wirus powoduje śmierć komórek, a w przypadku bardziej złożonych struktur hamuje ich wzrost nawet o 40 proc. Porównano również działanie dość podobnych wirusów denga na komórki układu nerwowego — nie powodowały one tak dramatycznych efektów.