Chodzi o żaglowiec "Oriflamme", francuski okręt wojenny, długości 41 metrów. Po 18 latach służby na Morzu Śródziemnym, w 1761 roku przechwycili go Brytyjczycy i zmienili na statek handlowy. Po dwóch latach zajęli go Hiszpanie, nadali nową nazwę – "Nuestra Senora del Buen Consejo y San Leopoldo" i posłali na zachodnią półkulę.
W 1770 roku podczas sztormu statek poszedł na dno w pobliżu ujść rzek Huenchullami i Mataquito, na wysokości miejscowości Curepto. Warunki naturalne tego miejsca uniemożliwiły pomoc z lądu, mimo że żaglowiec był widoczny. Nikt nie przeżył. Żaglowiec wiózł kryształy. Na pokładzie byli bogaci pasażerowie nieruszający się nigdzie bez bajecznie drogich klejnotów.
Teraz wrak spoczywa pod warstwą osadów. Chronią go one przed falami, prądami morskimi i ludźmi. To nietknięte stanowisko archeologiczne przedstawia wielką wartość naukową. Problem polega jednak na tym, że ludzie zamierzający eksplorować ten skarb nie dają gwarancji, że zbadają wrak w sposób naukowy.
Takie przypadki miały miejsce w ostatnich latach. Amerykanin Mel Fischer wydobył z hiszpańskiego wraku "Nuestra Senora de Atocha" skarb wart 400 mln dolarów, ale wraku nie zbadał. Firma z Florydy Odyssey Marine Exploration wydobyła z "Nuestra Senora de Las Mercedes" monety warte 500 mln dolarów, nie podjęła prób zbadania wraku. Rząd Meksyku w ogóle nie zezwala eksploratorom na zbliżanie się do wraków spoczywających w wodach terytorialnych, rezerwuje taką możliwość dla ekip z uniwersytetów.
Jak będzie w przypadku "Oriflamme"? Dr Christophe Pollet wraz z Pedro Pujante założył w stolicy Chile Santiago Institut d'Archeologie Nautique et Subaquatique, placówkę, której celem jest badanie i ochrona podwodnego dziedzictwa Ameryki Łacińskiej. Uważa on, że firma Oriflama S.A., założona w celu wydobycia skarbu, nie zamierza prowadzić podwodnych badań, ale jedynie wydobyć kosztowności.