W dotychczasowych dziejach świata casus belli, czyli powód do wojny, stanowiły roszczenia terytorialne, bogactwa naturalne, dostęp do mórz, przekonania religijne. Teraz wiele wskazuje na to, że światu przybędzie jeszcze jeden: przemiany klimatyczne.
Raport przygotowany przez ekspertów ONZ (250 stron) wskazuje kilka ognisk zapalnych, w których mogą wybuchnąć tego rodzaju konflikty.
Regionem takim na pewno jest południowa część śródziemnomorza. Raport wskazuje, że do roku 2025 zakłócone zostaną relacje między państwami leżącymi nad Nilem. Rzeka ta będzie toczyła coraz mniej wody, tym samym rolnictwo takich państw jak Egipt czy Sudan zacznie odczuwać dotkliwy brak wody. Egipt dysponuje dużym sztucznym akwenem, jakim jest jezioro Nassera. Ale Sudan takie jezioro ma dopiero w planie, przy czym nie ma pewności, że ono powstanie. Brak wody może również doprowadzić do otwartych wojen pomiędzy krajami północnej Afryki. Rezultatem będzie wzmożony napływ uchodźców (miliony osób) z regionu Sahelu do Maghrebu, a z Maghrebu do południowego śródziemnomorza; w efekcie może to prowadzić do zamieszek, takich jakie miały miejsce we Francji na przedmieściach wielkich miast, ale na dużo większą skalę.
Rosja, Kanada i Dania już zgłosiły swoje roszczenia do strefy arktycznej. W perspektywie kilkudziesięciu lat powierzchnia lodów za kołem polarnym drastycznie zmaleje, strefa ta stanie się przydatna do żeglugi i osadnictwa, warunki przyrodnicze na tyle się zmienią, że możliwe będzie budowanie tam miast i portów.
W tej sytuacji – stwierdza raport – byłoby dziwne, gdyby nie doszło do konfliktu. Zwłaszcza że ogromną Arktykę zamieszkuje zaledwie 4 mln osób – gdy stanie się ona zielona, przydatna do osadnictwa, będą podejmowane próby umieszczania tam mieszkańców z rejonów przeludnionych.