Uwięziony w zmarzlinie gaz wielu naukowców porównuje do bomby z opóźnionym zapłonem. Zegar uruchamiający zapalnik już tyka. Pod wpływem globalnego ocieplenia zmarzlina uwalnia metan, jego koncentracja w atmosferze rośnie.
Metan w wiecznej zmarzlinie pochodzi z zamrożonej w niej materii organicznej. Pozostawał w niej od 10 tys. lat, czyli od końca epoki lodowcowej. Teraz w rozmarzającej ziemi rozmnażają się bakterie żywiące się organicznymi szczątkami; w wyniku tego procesu powstaje w dużej ilości ten cieplarniany gaz. A ponieważ jest to jeden z głównych czynników zmiany klimatu – wybuch bomby metanowej jest kwestią czasu. Metan odpowiada za efekt cieplarniany w większym stopniu niż dwutlenek węgla, według niektórych prognoz nawet 25-krotnie. W atmosferze jest go na razie ponad 200 razy mniej niż dwutlenku węgla.
Zegar w zapalniku bomby został uruchomiony w XIX wieku, wraz z rewolucją przemysłową. W XX wieku industrializacja spowodowała wzrost zawartości metanu w atmosferze o 50 proc. Nic nie wskazuje, aby ten proces miał ulec zatrzymaniu. Dlatego będzie coraz cieplej, wieczna zmarzlina rozmarznie, uwięziony i wytworzony w niej metan przeniknie do atmosfery, zrobi się gorąco, temperatura na Ziemi osiągnie kilkaset stopni Celsjusza, za dużo, aby przetrwało życie.
Takiego rozwoju wypadków nie przewidują naukowcy z Instytutu Hydrologii w Sankt Petersburgu. Ich zdaniem metan uwalniany z wiecznej zmarzliny to nie bomba z opóźnionym zapłonem, ale tylko zamoknięty kapiszon, najwyżej petarda. Z przeprowadzonych przez nich badań i symulacji wynika, że pod wpływem globalnego ocieplenia ze zmarzliny przedostanie się do atmosfery tylko 20 – 30 proc. metanu więcej. Spowoduje to wzrost temperatury zaledwie o 0,01 st. C.
Więcej o bombie metanowej geology.com